Nie otrzymaliśmy, na razie, żadnych pozwów - przyznaje Dorota Kania w rozmowie z tygodnikiem "Do Rzeczy". To jej zdaniem świadczy o tym, że książka "Resortowe dzieci", której jest współautorką, jest dobrze przygotowana. Publikacja opisuje dziennikarzy i publicystów, którzy według autorów "Resortowych dzieci" są złączeni nie tylko więzami krwi z dawnymi pracownikami resortów czy PZPR, ale jest raczej wspólnotą poglądów, opinii i podejścia do III RP - tłumaczy Kania.
Którzy to dziennikarze? Zdaniem autorów "Resortowych dzieci" między innymi Monika Olejnik, Tomasz Lis, Adam Michnik - dziennikarze uwiecznieni na okładce książki - oraz Jacek Żakowski, który choć na własne żądanie został usunięty z okładki, to według Kani jest wręcz symbolem pewnego stylu myślenia, który określić można jako myślenie resortowych dzieci.
W obecnym mainstreamie są ludzie, którzy (...) w opozycji byli bardzo dzielnymi ludźmi, a później - już w wolnej Polsce, w różnych zresztą momentach - coś się z nimi stało i przeszli na drugą stronę. Może skusiły ich pieniądze, może uwiedzeni zostali salonem, pragnieniem świętego spokoju - zastanawia się publicystka. - Taką przemianę przeszedł choćby opisywany przez nas Wojciech Czuchnowski. Ja go pamiętam jako stuprocentowego antykomunistę, a później przeszedł do "Gazety Wyborczej" i zaczął pisać zupełnie inaczej. Pytałam go wtedy, bo jeszcze ze sobą rozmawialiśmy, co się stało, a on mi odpowiedział: "Zrozumiałem" - wspomina Dorota Kania.
Jak przekonuje, ona sama nie jest obciążona wpływem PRL, bo jej druga matka - choć należała do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - dbała o katolickie wychowanie swoich dzieci.
Moja mama zmarła, gdy miałam trzy lata, druga mama była w PZPR, ale wystąpiła z partii w 1979 roku. Będąc w PZPR, pilnowała, żebyśmy - ani ja, ani moja siostra - nie opuszczały lekcji religii. Bardzo ważna w moim domu była też historia Polski. Opowieści z czasów wojny i z okresu II RP towarzyszyły mi od najmłodszych lat. Dziadkowie byli piłsudczykami, członkowie mojej najbliższej rodziny ginęli zarówno z rąk Sowietów, jak i Niemców. Moja druga mama jako młoda dziewczyna w czasie II wojny światowej była naocznym świadkiem egzekucji żydowskich kobiet i dzieci, które zastrzelili Niemcy w okolicach Wojnicza na południu Polski - tłumaczy Dorota Kania i wylicza: - Byłam w harcerstwie; w Galicji, skąd pochodzę, był bardzo mocny kult żołnierzy wyklętych. I to wszystko ma dla mnie znaczenie, tak jak dla ludzi przez nas opisywanych znaczenie mają ich rodziny, ich tradycje, a potem ich wybory - podsumowuje publicystka.
Dorota Kania zapowiada również, że powstaną kolejne części "Resortowych dzieci". Kolejny tom o politykach i służbach - jeszcze w tym roku - a potem przyjdzie czas na części o biznesie i naukowcach.