Posłanka PiS Krystyna Pawłowicz w sobotę wysłała mejla z przeprosinami.
Pani Redaktor, zbliżają się Święta Bożego Narodzenia i przyznam, że nie czułabym się dobrze mając w pamięci zbyt ostre słowa, którymi do Pani niedawno się zwróciłam. Proszę mi wybaczyć i nie gniewać się już na mnie. Życzę Pani udanych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia i całego następnego roku - napisała Pawłowicz w korespondencji cytowanej przez tvn24.pl
W minioną środę posłanka PiS zaczepiła w Sejmie dziennikarkę TVN24. Dlaczego pani przezywa mnie w swoich komentarzach? - dopytywała Pawłowicz.
A potem było już tylko gorzej. Posłanka PiS przystąpiła do frontalnego ataku: Przeczytała pani mój tekst o tym, że władza, która jest zdobywana przy fałszowanych wyborach nie ma legitymacji. Zapytała pani poszczególnych posłów, a na koniec mówi pani, że można to nazwać idiotyzmem.
ZOBACZ TAKŻE: Awantura w Sejmie o posłankę Pawłowicz. Kaczyński usłyszał "siadaj kurduplu">>>
Gdy Agata Adamek zaprzeczyła, usłyszała w odpowiedzi: Pani jest zwykła kłamczucha i pani nie ma żadnych kompetencji. Pani jest nieuczciwa, brak pani kultury, niech pani się nigdy więcej do mnie nie zgłasza i nie pokazuje mi się na oczy. Pani jest idiotka.
Krystyna Pawłowicz przypisała dziennikarce TVN słowa ministra Sławomira Neumanna, który krytykował PiS za tezy o fałszowaniu wyborów. Adamek zacytowała te słowa w swojej relacji z 3 grudnia.
Komentarze(59)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeOczywiście, że można: patrz na Niesioła: PLUJE, insynuuje, JAD mu kapie po brodzie i ... jest profesorem.
Kulisy śledztwa ws. ułaskawienia Adama S. przez prezydenta KaczyńskiegoData dodania: 2012-04-27 06:00:10▪ Ostatnia aktualizacja: 2012-04-27 16:17:29
Nie było podejrzanych, ani tym bardziej winnych. Co więcej - nie znaleziono też dowodów, potwierdzających, by w ogóle doszło do przestępstwa. Warszawska prokuratura umorzyła więc dochodzenie w sprawie rzekomego zaginięcia dokumentów związanych z ułaskawieniem Adama S., niegdyś wspólnika Marcina Dubienieckiego.
Tymczasem zatrudniony przez Pałac Prezydencki audytor - sędzia Sądu Najwyższego - nie miał wątpliwości: "W niniejszej sprawie zachodzą okoliczności uzasadniające podejrzenie popełnienia przestępstwa, dokonanego przez podsekretarza stanu Andrzeja Dudę".
W piśmie skierowanym do Kancelarii Prezydenta RP w kategorycznych słowach stwierdził, że spośród kilku przebadanych postępowań ułaskawieniowych "istotne nieprawidłowości" pojawiły się tylko w przypadku sprawy Adama S.
Brak dokumentów podpisanych przez uprawnione osoby, brak sformalizowanego obiegu pism to wszystko - zdaniem sędziego audytora - miało kłaść się cieniem na tej sprawie i urzędowaniu Andrzeja Dudy.
Czytaj też: Umorzono śledztwo ws. zaginięcia akt sprawy ułaskawienia Adama S.
Warszawscy śledczy nie znaleźli jednak dowodów, które mogłyby jednoznacznie uzasadnić podejrzenia w stosunku do prezydenckiego ministra (Andrzej Duda nie usłyszał nawet zarzutów w związku z tą sprawą). Zebrany przez nich materiał ujawnia jednak tajniki pracy Kancelarii Prezydenta.
Kto rekomendował Lechowi Kaczyńskiemu ułaskawienie kwidzyńskiego przedsiębiorcy? Jakimi dokumentami prezydent mógł dysponować, podejmując swoją decyzję? Kto zlecił ich przygotowanie? Do kogo trafiła prośba Adama S. o zastosowanie aktu łaski? Dziesiątki stron dokumentów oraz zeznania świadków - pracowników Kancelarii Prezydenta - odsłaniają kulisy przygotowania aktu łaski wobec Adama S.
Przypomnijmy na początek, skąd wzięło się całe zamieszanie. "Prezydent Lech Kaczyński ułaskawił kwidzyńskiego przedsiębiorcę, wspólnika Marcina Dubienieckiego" - artykuł ukazał się w "Dzienniku Bałtyckim" w marcu zeszłego roku.
Napisaliśmy, że cieniem na łasce dla kwidzyńskiego przedsiębiorcy położyło się kilka faktów.Przeciwny jej był prokurator generalny. Sam akt został wydany w stosowanym niezwykle rzadko trybie tzw. prezydenckim, a cała procedura zakończyła się w zaledwie cztery miesiące. Tak krótki okres oczekiwania na prezydencką łaskę jest w zasadzie niespotykany. Te kontrowersje spowodowały, że w publicznej dyskusji pojawiły się pytania: Czy w przypadku Adama S. prezydenccy urzędnicy dopełnili obowiązującej procedury? Czy on sam mógł liczyć na "specjalne względy" z uwagi na swoje interesy z Marcinem Dubienieckim?
Sam adwokat już po publikacji artykułu publicznie zaprzeczał, by był wspólnikiem kwidzyńskiego przedsiębiorcy. Tymczasem ich związki biznesowe były oczywiste w świetle dokumentów dostępnych w Krajowym Rejestrze Sądowym. Oświadczenie Dubienieckiego stało w sprzeczności z potwierdzonym notarialnie aktem założycielskim spółki (który również opublikowaliśmy na naszych łamach). Wynika z niego, że Marcin Dubieniecki i Adam S. na trzy tygodnie przed ułaskawieniem zawiązali spółkę.
Czytaj też: Kancelaria Prezydenta zawiadomi prokuraturę w sprawie ułaskawienia Adama S.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości z miejsca określili medialne doniesienia jako "atak na prezydenta" i próbę dyskredytacji jego osoby w opinii publicznej.
- To jest akcja dyfamacyjna wobec mojego brata - stwierdził Jarosław Kaczyński.
Tymczasem prof. Tomasz Nałęcz, doradca Bronisława Komorowskiego, od początku utrzymywał, że Lech Kaczyński jest tu poza podejrzeniami.
- Trzeba sprawdzić, czy nie doszło w tej sprawie do złamania procedury, do wprowadzenia głowy państwa w błąd, poprzez np. zatajenie jakichś informacji lub dokumentów. Tę sprawę bezwzględnie należy wyjaśnić właśnie po to, żeby nie pozostał żaden cień na wizerunku świętej pamięci prezydenta - mówił profesor. Nałęcz początkowo twierdził, że wszystkie dokumenty zostaną od razu ujawnione. Potem jednak wycofał się z tej deklaracji. Przyznał, że zmienił zdanie po rozmowie z prezydenckim ministrem Krzysztofem Łaszkiewiczem. Stwierdził, że dokumenty nie mogą zostać ujawnione ze względu na ochronę danych osobowych.
Nikt wówczas jeszcze nie wspominał, że tych dokumentów po prostu nie ma.
Kancelaria zawiadamia prokuraturę
Kilka dni po publikacji w "Dzienniku Bałtyckim" podano do publicznej wiadomości, że w Kancelarii Prezydenta odbędzie się audyt. Miał on na celu prześledzenie procedury ułaskawienia Adama S. i rozstrzygnięcie, czy w jej przebiegu nie doszło do nieprawidłowości.
Zapowiedziano wówczas, że po zakończeniu audytu powstanie dokument i jego ustalenia będą mogły zostać podane do publicznej wiadomości.
Czytaj więcej na ten temat: Ułaskawienie Adama S. pod lupą audytorów
Na kilka miesięcy zapadła medialna cisza. Przerwała ją konferencja prasowa ministra Krzysztofa Łaszkiewicza. 13 lipca 2011 r. poinformował on dziennikarzy, że audyt został zakończony, jednak jego wyniki nie zostaną przedstawione opinii publicznej. Powód? Zdaniem prezydenckich urzędników kancelarii Bronisława Komorowskiego, w wyniku kontroli powstało podejrzenie popełnienia przestępstwa polegającego na zniszczeniu albo utracie trzech dokumentów oraz pisemnej rekomendacji pracownika kancelarii.
Wszystkie te pisma miały zawierać argumenty przemawiające za ułaskawieniem Adama S. Zamiast nich znaleziono tylko ich "projekty", nazywane odtąd "notatkami" i "końcową opinią" - zachowane na twardych dyskach urzędniczych komputerów. Kancelaria zawiadomiła prokuraturę, a ta rozpoczęła dochodzenie.
Czytaj też: Kownacki i Duda zwracali się do prokuratora generalnego w sprawie ułaskawienia Adama S.
- Ostatnią osobą, która miała je w ręku, był Andrzej Duda - stwierdził na konferencji Krzysztof Łaszkiewicz, powołując się na wyniki audytu. Szczegółów nie podał, gdyż stały się one materiałem niejawnym, do wyłącznej dyspozycji prokuratora.
W sprawie ułaskawienia Adama S. znów zapadła cisza.
Co jest w zachowanych notatkach?
Obecnie w mediach nie mówi się o tej sprawie nic, chociaż w ciągu ostatnich kilku miesięcy powstała dokumentacja, która rzuca światło na tajemnicze okoliczności ułaskawienia.
„Pracownicy kancelarii doradzali prezydentowi, żeby ułaskawił skazanego przedsiębiorcę z Kwidzyna.
W prokuratorskich aktach znajdują się przygotowane przez urzędników notatki (w sumie trzy pisma) oraz końcowa opinia (które - przypomnijmy, zachowały się jako "projekty").Wynika z nich jednoznacznie, że pracownicy kancelarii doradzali prezydentowi, żeby ułaskawił skazanego przedsiębiorcę z Kwidzyna.
Czytamy w nich m.in., że Adam S. zatrudnia 100 pracowników, w tym osoby niepełnosprawne. Wyrok zaś miał spowodować utratę koncesji na świadczenie usług transportowych. To z kolei miałoby być powodem ogłoszenia upadłości i zwolnienia pracowników.
Tę argumentację podważa sędzia audytor, który między marcem a lipcem ubiegłego roku analizował te dokumenty (jak i całokształt przebiegu procedury ułaskawienia). Wnioski prezydenckich urzędników uznał za bezpodstawne. Co więcej, jego zdaniem końcowa opinia zawiera rażące błędy prawne: "Możliwość utraty przez skazanego licencji transportowej nie godziła wprost w zakład pracy chronionej, gdyż ten mógł dalej funkcjonować z wykorzystaniem transportu zastępczego. W sprawie nie wykazano, by z ekonomicznego rachunku wynikała nieopłacalność funkcjonowania tego zakładu z wykorzystaniem transportu zastępczego".
W finalnej opinii przywoływano również inną przesłankę, która miała przemawiać za ułaskawieniem Adama S. - naprawienie szkody wyrządzonej wobec PFRON (tj. zwrócenie wyłudzonej sumy pieniędzy). Takiej argumentacji nie uznaje jednak sędzia audytor: "Wszak skazany miał prawny obowiązek wyrównania szkody oraz uiszczenia opłaty i kosztów sądowych (...). Uiszczenie grzywny, kosztów oraz naprawienie szkody przez Adama S. były więc czynnościami typowymi dla skazanego i nie można nadawać im rangi okoliczności nadzwyczajnych".
Dalej sędzia dowodzi, że gdyby przedsiębiorca z Kwidzyna tego nie zrobił, poszedłby do więzienia - jak każdy skazany na grzywnę.
Kolejny argument prezydenckich urzędników dowodził, że kwidzyński biznesmen w lokalnym środowisku cieszy się dobrą opinią i czynnie bierze udział w akcjach charytatywnych.
Sędzia audytor podważa tak sformułowany argument: "Podkreślenie udzielania się działaniom charytatywnym, bez wskazania konkretnych korzyści społecznych (…) nie dowodziło osiągnięcia społecznie użytecznych celów takiego działania".
Zdaniem dokonującego audytu sędziego, nie było żadnych podstaw do przedstawienia prezydentowi pozytywnej rekomendacji wniosku o ułaskawienie.
bo pewnie nadprezes ją zdyscyplinował . Powinni koledzy wyeliminować ją
z Profesorskiego Grona . Chyba , że jest osobą specjalnej troski . A chyba jest.!
Porównanie zachowanie p. Pawłowicz (PRZEPROSIŁA) i p. Niesiołowskiego (NIE PRZEPROSIŁ) to juz było za dużo jak na dziennik.pl
Sekta nasza podjęła zobowiązanie, - pani profesur powłowicz jest w wielkiej potrzbie, dlatego bardzo prosimy zgłaszacie się aby wypełnić swój wielki obowiązek partyjny i ją...zaspokoić. Może wtedy uspokoji się nie będzie nam przynosić wstydu i obciuchu, oraz żrec publicznie w czasie obrad sejmu. Prosimy wpisywać się na listę ,a rozpiszemy harmonogram. PISuarska ojczyzna was wzywa, spełnijcie swój obywatelski obowiązek, mimo ze wiemy, nie będzie to łatwe , ani przyjemne...ale czego się nie robi dla koryta !?
Z partyjnym pozdorwieniem,- tow Kaczysław.
Pierwszych ochotników już mamy:
POLAK
gość
Robnad
weredyk
PISS be with you
Templariusz
007
ZbyszekD
a oni mnie pzezywają kurdupel, a profesor z SLD jest jeszcze mniejsy ode mnie, naskarzył stary tetryk zwany prezesem.
Jeśli dziennikarka jest idiotką - a wszyscy co są trochę lepiej zorientowani w medialnych przekazach, wiedzą że jest (to najbardziej delikatne z określeń na jakie zasługuje) - to dlaczego przepraszać idiotkę że jest idiotką tylko dlatego, że zbliżają się święta Bożego Narodzenia.
To tak jakby przepraszać konia, psa, kota za to że jest koniem, psem, kotem.
Bez przesady.
"Posłanka Pawłowicz często się przejada i z przejedzenia nie wie, co mówi."
W tym stwierdzeniu jest chyba dużo prawdy, tusza pani Pawłowicz mówi sama za siebie.
A tyn un profusor od szczawiu, nie umie dziennikarek przepraszać.
---
za co miał przepraszać te napastliwą kretynkę od mgły i helu?
reszta to kombinacja kłamstw i manipulacji.
Ludziska opamiętajcie się. " Sorry ale taki mamy klimat "- to były przeprosiny!
Z tym, że tylko dla pomatolstwa.
~miłościwyPOn2014-12-21 15:40
A tyn un profusor od szczawiu, nie umie dziennikarek przepraszać.
---
za co miał przepraszać te napastliwą kretynkę od mgły i helu?
_____
Za helem i mgłą stoi pewien MECENAS, dziś ulubieniec SALONU, a nie ta dziennikarka - to raz.
A dwa: Rozumiem - nie żądać od chama z PO przeprosin. Nie ma tyle klasy. OK.
Tam prawie nikt nie mówi oraz nie działa jak na cywilizowanego europejczyka przystało
Nauczycielka straciła pracę. Trzeba było zrobić miejsce dla wójta, bo przegrał wybory
W gimnazjum w Turowie zwolniona została nauczycielka wychowania fizycznego Antonina Richter. Powodem utraty pracy była potrzeba stworzenia wakatu. Dla wójta gminy, Janusza Babińskiego. Byłego - przegrał bowiem pojedynek o urzędnicze stanowisko, pojawi się więc w szkole. Z polityki jednak nie znika. Będzie radnym w Radzie Powiatu Szczecinek z ramienia PSL.
Wyborczych ciekawostek ciąg dalszy. Wiemy, gdzie PSL zgarnął 100% głosów
Dodano: 22.12.2014 [08:46]
Wyborczych ciekawostek ciąg dalszy. Wiemy, gdzie PSL zgarnął 100% głosów - niestety, takie rzeczy powinny szokować, a stają się niemal normą przy każdych wyborach. Kolejny cud nad urną w wykonaniu partii Janusza Piechocińskiego. W wyborach do sejmiku województwa mazowieckiego, w powiecie pułtuskim, w gminie Gzy w jednej z komisji wyborczych PSL zdobyło wszystkie ważne głosy. Oddane w zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Podobne przypadki odkryliśmy podczas wyborów do europarlamentu. Wtedy niecodzienne wyniki PSL uzyskiwało w Domach Pomocy Społecznej.
Tam gdzie wygrywa PO i PSL, tam padają rekordy głosów nieważnych. Ta tendencja powtórzyła się podczas tegorocznych wyborów samorządowych. Łączna ilość głosów nieważnych w wyborach do sejmików wojewódzkich wyniosła prawie 18 proc.
Bydlakom z TVN 24 słowo "przepraszam" nie może wyjść z UB-ckich ryjów.
Taka Kolenda Zalewska. w swojej nienawiści do Jarosława Kaczyńskiego była zdolna rozpowszechniać "słowa" Kaczynskiego ,których nigdy nie wypowiedział. Chodziło wyłącznie o naplucie na Kaczyńskiego.
Słowa "przepraszam" nigdy suka nie wypowiedziała.
TVN 24 to najgorsze zło jakie trawi Polskę.
Wszystkiego co najgorsze bando potomków bydlaków z SB !!!