Jesienią zobaczymy cię w roli prowadzącego program "Wracajcie, skąd przyszliście", w którym wraz z szóstką uczestników poznajecie życie uchodźców.
Ten format powstawał już w Australii, Holandii, Niemczech. W naszym przypadku jest o tyle nietypowy, że w każdym z tych krajów, które wymieniłem, program zaczynał się od spotkania z uchodźcami w ojczystym kraju uczestników, bo one ich wcześniej przyjmowały. My zaczęliśmy podróż w Polsce, ale pierwszych uchodźców spotkaliśmy w Berlinie. Potem w Austrii, na Węgrzech, w Serbii, Grecji i w końcu w Iraku.
Jaka jest misja tego programu?
To niezwykła opowieść o świecie, który jest tuż obok nas, ma na nas ogromny wpływ, a tak naprawdę niewiele o nim wiemy. Ale za sprawą szóstki bardzo ciekawych uczestników to też opowieść o nas samych – o naszych lękach, nadziejach, rozczarowaniach, czy rozpaczy. Polacy mają bardzo wyrobione poglądy na temat uchodźców. Są zdecydowanie przeciw, albo za ich przyjmowaniem. Tylko bardzo niewielu z nas w sondażach mówi "nie mam zdania". A ilu uchodźców spotkaliśmy? W ilu obozach byliśmy? Ile zburzonych przez bomby domów widzieliśmy z bliska? Czego chcą ci, którzy uciekają? Chcą ciężko pracować, czy żyć przez lata z hojnych niemieckich, czy szwedzkich zasiłków? Chcą wybudować w Europie kalifat, czy może raczej domek z ogródkiem? Czy podobają im się ubrania, jakie noszą Europejki, czy chcą je ubrać w burki? Chcą zostać tu na zawsze, czy tylko przeczekać najgorsze lata i wrócić do "siebie"? Czy tam, gdzie są uchodźcy ludzie boją się wyjść wieczorem z domu, czy może są zadowoleni, że ich kraj zdecydował się ich przyjąć? Przed programem zastanawiałem się, jakie pytania w sprawie uchodźców mogą mieć w głowie Polacy. Teraz myślę, że w czasie trzech tygodni naszej podróży wszystkie z nich padły.
Dlaczego ten program według ciebie wzbudza takie kontrowersje?
Nie jestem w stanie zrozumieć, jak kategoryczne sądy na jego temat może wypowiadać ktoś, kto go nie widział i nie ma o nim pojęcia. Jasne jednak, że sprawa uchodźców była jednym z najważniejszych tematów dyskusji, jakie w Polsce toczyliśmy przez ostatnie lata i wciąż budzi to kolosalne emocje. I myślę, że przed zobaczeniem pierwszego odcinka trudno sobie wyobrazić jak może wyglądać ta podróż. Pierwszy materiał o uchodźcach zrobiłem 25 lat temu, kiedy wojna z Rwandy sprawiła, że setki tysięcy ludzi zaczęły uciekać przed rzezią. Ale materiał, który powstaje za sprawą jednego reportera przy najlepszych jego chęciach będzie zawsze "jego spojrzeniem". Pomysł by zabrać ze sobą sześciu ludzi, z których trzy osoby są zdecydowanie za, trzy przeciwko przyjmowaniu uchodźców i razem przeżywamy wszystko, co wydarzy się w ciągu trzech tygodni, wszyscy mają takie same prawa, wszyscy mają prawo pytać, wątpić i dochodzić do prawdy – jest tak blisko obiektywizmu jak to tylko możliwe.
"Przez prawie miesiąc będą żyli jak uchodźcy i z uchodźcami. Pozbawieni portfeli, telefonów i paszportów trafią do obozu dla uchodźców, znajdą się na łodzi z przemytnikami, będą mieli także okazję zobaczyć na własne oczy, jak wygląda życie w miejscu, gdzie panuje destabilizacja" - czytamy w opisie. To brzmi trochę jak zapowiedź reality show. Jak odeprzesz te ataki?
Z "reality show" zostawiłbym tylko reality, bo oznacza po prostu rzeczywistość, natomiast nie ma nic wspólnego z show. Ale akurat doświadczenie bycia tam skąd ludzie uciekają i zrozumienie, dlaczego to robią ma fundamentalne znaczenie. Siedząc na kanapie na Żoliborzu naprawdę nie zrozumie się świata. Byłem w Libanie, na Zachodnim Brzegu, w Strefie Gazy, Iraku, Syrii, Jordanii, Rwandzie, Kongo i Libii i fascynowała mnie zawsze potem łatwość, z jaką kategoryczne poglądy wygłaszali na temat tego, co tam się dzieje, ludzie, którzy ewentualnie wybrali się do hotelu w Hurghadzie. Ostatniego dnia podroży wszyscy jej uczestnicy przyznali, że było to najmocniejsze doświadczenie w ich życiu. Najważniejsze jest jednak to, co na koniec mieli w głowach i porównanie tego, co mówili pierwszego i ostatniego dnia.
Jak reagowaliście na to, co widzieliście?
To były ogromne, wręcz skrajne emocje. Dla mnie osobiście to był najcięższy program, przy jakim pracowałem. Pomijam już to jak długa była podróż, czy jakie panowały temperatury, a w Iraku codziennie było 46 stopni w cieniu. Nawet, jeśli gdzieś była klimatyzacja, to nie działała, bo tam nie ma prądu. Ale to było drugorzędne. Najważniejsze były spotkania z ludźmi. Przeróżnymi ludźmi. Tymi, którzy już są na zachodzie Europy i ułożyli tu sobie życie i tymi, którym to się kompletnie nie udało. Tymi, którzy im pomagają i tymi, którzy ich w swoim kraju nie chcą, uchodźcami, którzy w obozach w Serbii, marzą żeby do UE dopiero się dostać, Grekami, którzy uważają, że uchodźcy wnoszą do ich kraju wiele dobrego i tymi, którzy uważają, że ich piękne wyspy przez uchodźców w jakiś sposób "umierają". Każda z tych rozmów coś wnosiła, ale każda była też zaskakująca, niemal nic nie było takie jak spodziewaliśmy się na początku.
Najtrudniejszy moment dla ciebie?
Pierwszy raz w życiu, podczas swojej pracy, nie wiedziałem, co powiedzieć, gdy słuchałem historii jednej z kobiet. To była matka, która straciła dziecko w czasie przeprawy z Turcji do Grecji. Opowiadając o tym, mówiła, że od czterech lat, codziennie śni się jej, że karmi tego chłopca piersią, bo nie zdążyła tego zrobić zanim weszli na łódkę. Do dziś nie może pogodzić się z tym, że umierał głodny. Cały czas mam to w głowie. Opowiedziała o tym z tak szlachetną prostotą, że nikt z nas nie wiedział, co powiedzieć. Ale widzieliśmy też jak ważne to było dla niej, że ktoś jej wysłuchał. Dla wszystkich tych ludzi tragedią jest poczucie, że ich cierpienie jest anonimowe, że nikogo to nie obchodzi, że nikt się nie dowie, co się stało. A opowiedziałam historię, która nie jest drastyczna w porównaniu z wieloma innymi. Ale nie chcę ich opowiadać za tych, którzy się nimi z nami podzielili.
Sam masz trójkę dzieci.
I cały czas o tym tam pamiętałem. Dziesiątki razy patrząc na setki dzieci w wielu różnych obozach dla uchodźców myślałem, co sam bym zrobił, gdybym był na miejscu ich rodziców. Uciekał do Europy, został, walczył, wrócił. Zupełnie inne decyzje podejmuje się, kiedy odpowiada się tylko za siebie, a inne, kiedy za całą rodzinę. Każdy z nas zadawał sobie te pytania.
Odetchnąłeś z ulgą po powrocie?
Nie od razu. Przez pierwszych kilka dni trudno się odnaleźć. Wiele naszych codziennych problemów wydaje ci się dość mało znaczących w porównaniu z tym, co przeżywają ludzie przecież bardzo blisko nas. 24 godziny wcześniej w sierocińcu opiekunowie opowiadali nam historię dwóch braci, których ojcu ścięto głowę na ich oczach, a potem wracasz i jakimś problemem okazuje się być słaba bateria w telefonie. Kiedy odkręcasz kran i leci z niego woda, wiesz, że tam skąd wróciłeś to nie jest tak oczywiste. Z drugiej strony oczywiście o wiele bardziej doceniasz w jak wspaniałym miejscu na świecie żyjemy. Dla wszystkich ludzi, których spotkaliśmy na Bliskim Wschodzie to byłby raj, choć tylko raz spotkaliśmy kogoś, kto mówił, że chciałby do Polski przyjechać.
Zmieniając temat. Zerkasz czasem na to, co dzieje się w twojej poprzedniej pracy, czyli w TVP?
"Wiadomości" oglądałem w całości dwa albo trzy razy, od kiedy tam nie pracuje, więc nie jestem ich wytrawnym recenzentem, ale było to dość trudne i zaskakujące doświadczenie. Parę osób, które tam wciąż pracują znam przecież od lat i wiem, co przez te lata mówiły i nie zgadza mi się to z tym, co robią teraz. To, że mi się to nie zgadza to nie jest oczywiście taki problem, ale zastanawiam się jak im się to może zgadzać.
Masz czas na życie prywatne, czy praca pochłania cię bez reszty?
Nie wyjeżdżam już tak dużo jak kiedyś, a zanim urodziły się nasze dzieci bywało, że więcej byłem w podróży niż w domu. Program "Wracajcie, skąd przyszliście" nakręciliśmy w trzy tygodnie, gdy moje dzieci i tak miały dużo atrakcji na wakacjach, a teraz wyjedziemy jeszcze na dwa tygodnie już wszyscy razem.