3-letni Jakub Styczyński wdał się w bójkę z grupą policjantów i zbiegł. Trwają poszukiwania”, głosił nagłówek artykułu, który otrzymałem w prywatnej wiadomości w serwisie LinkedIn. Materiał miał podpis i zdjęcie autora, był całkiem nieźle napisany, zawierał wypowiedź policjanta, a w treści wklejono post z Twittera jednej z komend policji. Pod spodem było już 31 komentarzy osób z własnym imieniem, nazwiskiem i zdjęciem profilowym.
Przez moment zaniemówiłem, bo artykuł wyglądał zaskakująco realnie. Dopiero gdy kliknąłem na przycisk powrotu do strony głównej, dowiedziałem się, że to materiał z witryny pozwalającej na generowanie treści w celu wkręcania znajomych. Czyli żart. Ale przecież tworzenie standardowego fake newsa wygląda podobnie. Jego zadaniem też jest wkręcanie i dezinformacja. Tylko intencja jest mniej zabawna.
Wiemy, że fake newsy mogą rujnować życie, niszczyć firmy, pozwalają wygrywać wybory i prowadzić wojny. A wraz ze wzrostem liczby użytkowników internetu, ilości cyfrowych treści oraz znaczenia reputacji jednostki w wirtualnym świecie oddziaływanie fałszywych wiadomości będzie tylko rosło.
– Zjawiska kojarzone z dezinformacją i fałszywymi informacjami z pewnością nie znikną. Mało tego, mechanizmy i narzędzia związane z oddziaływaniami psychologicznymi i informacyjnymi z pewnością będą ewoluować, a ich twórcy będą wykorzystywać jak dotychczas postęp technologiczny oraz brak wiedzy użytkowników internetu i odbiorców informacji – uważa dr Adam Lelonek, prezes fundacji Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji.
Edukacja najlepszą bronią
Warto się zatem zastanowić, jakie grupy są najbardziej podatne na oddziaływanie fake newsów. Zdaniem Michała Czumy, właściciela MC Consulting, to przede wszystkim dzieci oraz osoby sporadycznie lub nieporadnie korzystające z sieci – czyli głównie te w średnim wieku i starsze. – Użytkownicy biegle posługujący się internetem zapewne nieraz dali się nabrać na fake newsy, co tylko wzmocniło ich czujność i zmusiło do weryfikacji faktów przed udostępnieniem przyswajanych informacji. Ale osoby stawiające w sieci pierwsze kroki są główną pożywką dla kampanii dezinformacyjnych – wskazuje Czuma. Jego zdaniem tacy internauci zapominają, że w sieci chętniej mijamy się z prawdą. Badanie czasopisma "Computers in Human Behavior" z 2016 r. wykazało, że internauci kłamią częściej, a ich kłamstwa są większe, niż te wymyślane na poczekaniu podczas rozmowy twarzą w twarz. – A jeśli dodatkowo określone treści są popularne, mają dużo polubień i udostępnień, to oglądającym je wyłącza się myślenie. Mówiąc oględnie, są wtedy jak dzieci. Można im wciskać bajki o Świętym Mikołaju, wróżkach czy krasnoludkach. Kupią wszystko – twierdzi ekspert.