Niezależnie od tego, kto wygra październikowe wybory, pożegnanie z opłatą abonamentową na publiczne radio i telewizję wydaje się przesądzone.
Prawo i Sprawiedliwość pieniędzmi z budżetu zasila TVP i radio już od trzech lat. Są przekazywane na podstawie doraźnych ustaw jako rekompensata za zwolnienia z obowiązku opłacania abonamentu RTV. W ten sposób w 2017 r. media dostały 307 mln zł, w 2018 r. 673 mln zł, a do końca br. otrzymają 1,26 mld zł. Wpływy abonamentowe wyniosły w tym czasie odpowiednio 697 mln zł, 741,5 mln zł i – według prognozy regulatora – 650 mln zł. Pieniądze z budżetu stanowią więc coraz znaczniejsze źródło przychodów.
W drugiej kadencji PiS, jeśli wygra, ten hybrydowy system abonamentowo-budżetowy ma zastąpić regularne zasilanie tylko z budżetu. – Jeżeli państwo zleca mediom zadania, to musi za to zapłacić – uzasadnia wiceminister kultury Paweł Lewandowski. – Abonament RTV się nie sprawdza, bo Polacy nie chcą go płacić. Nawet ci, którzy lubią telewizję publiczną. Tak wychodzi z badań – dodaje.
Reklama
Resort nie przygotował jeszcze projektu ustawy, ale zdaniem wiceministra nie będzie to trudne. – Wystarczy dopisać kilka artykułów do niedawno wprowadzonych regulacji dotyczących karty mediów – stwierdza. Kartę wprowadzono w nowelizacji ustawy o RTV, bo Komisja Europejska chciała jasnego określenia, co media robią w zamian za publiczne środki. Dokument – zwany też kartą powinności – jest umową z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji określającą zadania nadawcy i poziom finansowania. Pierwsze, ustalane obecnie umowy będą obowiązywać w latach 2020–2024. – Wystarczy wskazać budżet państwa jako stałe źródło finansowania misji, ustanowić KRRiT dysponentem tych pieniędzy i określić maksymalną kwotę – mówi Lewandowski. – Ta kwota powinna wynosić nie więcej niż 2 mld zł, a według KRRiT 2,6–2,8 mld zł. Nie trzeba tego pomysłu notyfikować w Komisji Europejskiej, bo karta mediów jest wypełnieniem zaleceń unijnych – podkreśla wiceminister.

CAŁY ARTYKUŁ CZYTAJ W INTERNETOWYM WYDANIU "DGP">>>