O powrocie Amerykanów na Księżyc w Ameryce mówi się od dawna. Ostatni raz byli tam w 1972 roku. Potem fundusze NASA zaczęły się kurczyć, trzeba było też zainwestować budowę promów kosmicznych.

Ostatecznie księżycowy program Apollo został zamknięty. Historia lubi się powtarzać, a czasem zatacza koła: za jakieś trzy lata wahadłowce zostaną zezłomowane, a ich następca - Orion - zastanawiająco przypomina statki kosmiczne Apollo. Tak samo jak Apollo składa się z lądownika, kapsuły podróżnej i modułu serwisowego.

Tak jak w statkach Apollo kapsuła jest dość stromym stożkiem, moduł serwisowy ma kształt walca, a lądownik wygląda jak kanciasta, nieregularna bryła na nóżkach. Na dobrą sprawę główną różnicą są rozmiary: Orion jest dużo większy, może pomieścić czterech astronautów (Apollo - trzech), a w krótszych wyprawach, np. na ISS, nawet sześciu.

Według Sama Horowitza, administratora NASA, nie tylko wielkość statku odróżnia nowy program księżycowy od programu Apollo. Ważny jest też sposób, w jaki astronauci będą wracać do domu. NASA chce posłużyć się specjalną techniką wchodzenia w ziemską atmosferę, tzw. skip entry (przeskok i ponowne wejście).

Do tej pory powracające na Ziemię statki kosmiczne stosowały bowiem technikę direct entry (wejście bezpośrednie): w momencie gdy dotknęły ziemskiej atmosfery, nie było już dla nich odwrotu. Nie było mowy o żadnych korektach lotu, manewrach, sterowaniu.

Konsekwencją takiej metody lądowania był zupełny brak elastyczności: start powracających statków Apollo był planowany na wiele dni przed startem, jakiekolwiek przesunięcia - wykluczone.

Metoda skip entry może kojarzyć się z puszczaniem kaczek: statek kosmiczny wchodzi w atmosferę pod bardzo łagodnym kątem, wytraca prędkość, opuszcza atmosferę, przez jakiś czas leci ponownie w próżni, ponownie wchodzi w atmosferę, i dopiero po jednym lub kilku takich manewrach podchodzi do lądowania.

Zaletą tej metody jest precyzyjniejsza kontrola nad torem lotu statku. Zamiast, jak statki Apollo, wodować gdzieś na środku Pacyfiku, powracające z Księżyca Oriony będą mogły lądować na amerykańskich lotniskach.

Dokładnie tak samo, jak robią to dziś wahadłowce. Metoda ma jedną drobną wadę: w ogóle nie została przetestowana. Statek kosmiczny musi być odpowiednio skonstruowany, by posłużyć się techniką skip entry.

Teoretycznie potrafią to robić wahadłowce. "Teoretycznie" w jak najdosłowniejszym tego słowa znaczeniu: owszem, zrobiły to, ale wyłącznie w symulacjach komputerowych.

Najbliższa przyszłość nowego programu księżycowego NASA stoi właśnie pod znakiem metody skip entry. Inżynierowie pracują obecnie nad konstrukcją Oriona oraz rakiety, która zdoła go "wyprowadzić na spacer".

Jego pierwsza misja ma polegać na doleceniu do Księżyca, okrążeniu go i powrocie, przy czym to właśnie lądowanie - oczywiście metodą skip entry - będzie najważniejszym elementem eksperymentu. Jego misja została wstępnie zaplanowana na rok 2015.

A co z lądowaniem człowieka na Księżycu? Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to być może będzie miało miejsce w tym samym roku.























Reklama