GPS. Wkrótce rozwinięcie tego akronimu przestanie być oczywiste. Dzisiaj oznacza on system nawigacji satelitarnej (Global Positioning System), jutro może kojarzyć się także z testami na inteligencję. Genetycznymi testami. Nasza inteligencja w nawet 50–70 proc. jest dziedziczona, a w ciągu ostatnich kilku lat genetycy dokonali dużych postępów w identyfikowaniu zespołów genów odpowiedzialnych za sprawny rozwój i funkcjonowanie ludzkiego mózgu. Metodę, która im na to coraz skuteczniej pozwala, nazwano "genome-wide polygenic score" – w skrócie GPS. Dzięki niej będzie można wiarygodnie szacować np. inteligencję nienarodzonego jeszcze dziecka. "Badanie przyszłych osiągnięć edukacyjnych za pomocą GPS stanie się powszechną usługą konsumencką" – prognozują psycholodzy Robert Plomin (King’s College) i Sophie von Stumm (London School of Economics) w głośnej pracy z 2018 r. "The new genetics of intelligence" (Nowa genetyka inteligencji). Zdaniem naukowców GPS będzie kosztować mniej niż 100 dolarów.
Czy to dobra wiadomość? Optymiści będą skakać z radości: GPS zrewolucjonizuje system edukacji, pozwalając projektować techniki nauczania pod profil genetyczny danej osoby. Pesymiści będą straszyć, że GPS to kolejny krok na drodze do nowej eugeniki. Niektóre dzieci – te, którym GPS wywróży niewielki potencjał intelektualny – po prostu się nie narodzą. Kolejnym posunięciem będzie manipulowanie zarodkami. Bogaci, których stać na ulepszanie DNA (będzie to kosztowna technologia), wyprodukują tytanów umysłu, a biedni będą kisić się w mentalnej przeciętności. Powstanie świat rodem z dystopijnego serialu "Czarne lustro".
Problemem zarówno pesymistów, jak i optymistów jest to, że gdzieś z tyłu głowy przechowują niebezpieczny stereotyp i na jego bazie formułują swoje wizje. Utożsamiają oni wysoką inteligencję z wysokim IQ, a wysokie IQ z gwarancją życiowego sukcesu. Błędnie.
Reklama
Bo czy słyszeli o Andym Warholu?

Głupi jak... Andy Warhol

Można nie lubić pop-artu (ja na przykład tych wycinanek nie znoszę), ale nie można zaprzeczyć, że twórca tego ruchu artystycznego był człowiekiem sukcesu. Przynajmniej w przyziemnych, materialistycznych kategoriach. Wartość majątku Andy’ego Warhola szacowano w 1987 r. (wtedy zmarł) na 220 mln dol. Na poziomie dziesiątek milionów dolarów plasuje się także wartość spadku, który zostawił po sobie ludzkości – jego dzieł. Nieźle, prawda? A IQ Andy’ego wynosiło 86. Sukces, jak widać, mogą odnosić także osoby dysponujące "inteligencją" zupełnie przeciętną. Tylko jak to możliwe? To proste. Samo IQ nie jest aż tak dobrym prognostykiem dochodów, jak przyjęło się sądzić. Ba! Właściwie jest zupełnie w tej materii bezużyteczne. Grupa naukowców pod wodzą ekonomicznego noblisty Jamesa Heckmana (Uniwersytet Chicagowski) opublikowała w 2016 r. pracę, z której wynika, że IQ tłumaczy różnice w naszych dochodach zaledwie w 1–2 proc. Lepszą zapowiedzią tego, ile będziemy zarabiać, są np. oceny szkolne.