Na dodatek każde wystrzelenie jakiegoś obiektu w kosmos ma swoje konsekwencje w postaci odpadków, które wracają na Ziemię. Na przykład przy starcie promu takiego jak Atlantis jest to zbiornik na paliwo. Waży on 20 ton i jest tak uwalniany, że zawsze spada do Oceanu Indyjskiego.
Największym obiektem kosmicznym, jaki kiedykolwiek wyrwał się człowiekowi spod kontroli, była amerykańska stacja kosmiczna Skylab, która w czerwcu 1979 r. spadła na terytorium Australii. Największy kawałek 77-tonowej stacji, jaki przetrwał upadek, ważył tonę.
Największym w historii powrotem z orbity było sprowadzenie na Ziemię rosyjskiej stacji kosmicznej Mir, która ważyła 123 tony. Operacja ta była w pełni kontrolowana, a stacja wpadła do Pacyfiku w marcu 2001 r.
Najtragiczniejszą w skutkach katastrofą, jaka miała miejsce w ziemskiej atmosferze, było rozpadnięcie się promu Columbia podczas lądowania w 2003 r. Zginęła wówczas jego cała siedmioosobowa załoga, a szczątki wahadłowca rozsypały się po kilku stanach USA. Nawet wówczas nikt na Ziemi nie ucierpiał z powodu spadających szczątków.
Tylko raz się zdarzyło, że znajdujący się w naszej atmosferze obiekt wywołał powszechną mobilizację. W październiku 1962 r. Rosjanie wystrzelili w kierunku Marsa statek Korabl 11, który tuż po wejściu na orbitę eksplodował. Amerykanie obserwujący na radarach jego kawałki byli przez chwilę przekonani, że ZSRR wystrzeliło swoje rakiety nuklearne. Na szczęście amerykańskiemu dowództwu nie puściły nerwy i nie rozpoczęli III wojny światowej.