Co mają wspólnego geny z poprawianiem wyników przez sportowców? Otóż to one właśnie stanowią przepis na produkcję substancji (białek lub hormonów), które wpływają na wytrzymałość i wydolność ludzkiego organizmu. Manipulacja DNA może sprawić, że w ciele sportowca pojawi się więcej związków zapewniających mu sukces na stadionie. A że związki te będą naturalne, wykrycie ich może się okazać wyjątkowo trudne.

Reklama

Naukowcy dysponują już technikami, które czynią doping genetyczny możliwym nie tylko teoretycznie. Od ponad dziesięciu lat prowadzi się badania nad erytropoetyną - hormonem, który podnosi utlenienie krwi, co powoduje, że mięśnie są zdolne do większego wysiłku. Tzw. EPO było szczególnie popularnym środkiem dopingowym na przełomie wieków, kiedy hormon udało się odtworzyć w laboratorium. Jednak modyfikacje genetyczne prowadzące do naturalnej, zwiększonej produkcji EPO mogą sprawić, że wykrycie go wcale nie będzie takie łatwe.

Podobnie rzecz się ma z miostatyną. Jest to tzw. czynnik wzrostu - białko, które ogranicza rozwój mięśni. W zeszłym roku naukowcy z University of Pennsylvania w Filadelfii ogłosili, że udało im się wyłączyć gen odpowiadający za produkcję miostatyny u myszy, dzięki czemu powstały gryzonie z masą mięśniową czterokrotnie przekraczającą normalną. Odkrycia tego dokonano przy okazji badań nad dystrofią mięśniową (genetyczną chorobą powodującą zanik mięśni).

Gdy wiadomość o osiągnięciu uczonych obiegła media, w laboratorium Lee Sweeneya z uniwersytetu w Pensylwanii rozdzwoniły się telefony. "Szukało mnie nawet pięćdziesiąt osób tygodniowo" - opowiadał badacz "New Scientistowi". I bynajmniej nie byli to krewni chorych na zanik mięśni, ale trenerzy, którzy chcieli dowiedzieć się, czy cudowne zastrzyki nie pomogłyby przypadkiem ich podopiecznym.

Teraz, mimo zbliżających się igrzysk, Sweeney odbiera tylko dwa telefony tygodniowo. Udało mu się bowiem wytłumaczyć sportowcom, że sprawa nie jest taka prosta. Jego metoda - będąca jednym z dwóch sposobów na doping genetyczny - zakłada bowiem, że odpowiedni fragment DNA, który następnie ma zostać wbudowany w materiał genetyczny człowieka, zostanie wstrzyknięty do mięśni przy użyciu specjalnie spreparowanego wirusa. I tu zaczynają się problemy. Po pierwsze, wirusów może być za mało, by cokolwiek się zmieniło. Po drugie, nawet jeśli DNA z wirusa wbuduje się w genom komórek mięśni, nie ma pewności, że doprowadzi to do pożądanych zmian. Po trzecie, zanim wirus spełni swoją funkcję, może zostać zniszczony przez system odpornościowy.

Druga z możliwych metod polegałaby na wstrzyknięciu do organizmu (np. mięśni) czystego DNA. Tu jednak nadal pozostaje do pokonania jeden problem. "Jest nim wprowadzenie do ciała odpowiedniej ilości plazmidów" - wyjaśnia Dominic Wells z Imperial College. "To wcale nie jest łatwe. Dlatego byłbym zdumiony, gdyby w Pekinie wybuchł skandal związany z dopingiem genetycznym".

Druga strona nie jest bowiem bezbronna. Przedstawiciele Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) twierdzą, że wiedzą, jak wykryć doping genetyczny. Sposobem na niego ma być badanie całego organizmu sportowca - aktywności genów, metabolizmu i produkcji białek - oraz ustalenie, czy gdzieś nie pojawiły się drastyczne zmiany. "Doświadczenia na myszach doprowadziły nas do wstępnych wniosków, że doping genetyczny pozostawia pewne zmiany w ślinie" - mówi Theodore Friedmann z WADA.