Ilość dostępnej wiedzy podwaja się co dwa lata, a w 2030 r. będzie się podwajała co 72 dni – wylicza francuski ekonomista Jacques Attali. Aby nie zostać w miejscu, musimy biec coraz szybciej: obserwować świat, syntetyzować obraz zmian, szukać rozwiązań. Uznając, że już nigdy nie będzie tak jak wcześniej.

Reklama

Nie będzie już konnych dorożek

Sto lat temu sporo osób trwało w przekonaniu, że tylko dorożki konne zapewnią komfortowy i szybki transport. A jeśli coś jest potrzebne, to dorożek tych ulepszanie. Podobne głosy słychać dziś: gazety nie zginą, bo świat bez nich jest nie do wyobrażenia, a jedynym problemem jest znalezienie źródeł finansowania. Jeśli nie będzie to możliwe, obowiązek utrzymania gazet powinno przejąć państwo – poprzez politykę podatkową, a może i subwencje. Państwo powinno też bronić wytwórców informacji przed internetowymi piratami – łącznie z odcinaniem im dostępu do internetu. Zakazać produkcji samochodów, dotować dorożki konne.

Świetnie rozwijający się system dorożek konnych upadł nie dlatego, że był zły. Wizyta w muzeum poczty w każdej większej europejskiej stolicy przekona nas, że wiek XIX był czasem świetności tego sposobu komunikacji. Podobne pochwały można będzie kiedyś usłyszeć pod adresem dzisiejszej prasy i doborowych operatorów pióra. Przecież to gazetowe zawołania – „J’Accuse”, „Wasz prezydent, nasz premier” – formatowały umysły i zmieniały świat. I nagle koniec?

Reklama

W 2011 r. świat wyprodukuje 20 miliardów razy więcej informacji, niż wszystko, co do tej pory napisano w historii ludzkości. Będzie to 988 eksabajtów (eksabajt to miliard miliardów bajtów) – wylicza Columbia Journalism Review. W ciągu godziny bombarduje nas dziś tyle informacji, ile naszych dziadków przez całe ich życie. I jeszcze mamy za to płacić?

Problemem nie jest już dziś dostęp do informacji. Gdy sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen i rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski podejmują ważną decyzję, informują o tym na Twitterze. Mariusz Kamiński, poseł PiS, przekazuje tą drogą informacje o głosowaniach w komisji obrony narodowej, a poseł Maciej Orzechowski komentuje wystąpienia przyszłych ambasadorów przed komisją spraw zagranicznych. Sławomir Nitras informuje o pracach CBA. Specjalny kanał Twittera zaczął szczegółowo relacjonować prace komisji hazardowej. Nie trzeba czekać, aż do najnowszych wydarzeń odniosą się Sławomir Nowak, Adam Bielan czy Marek Siwiec. Zanim skontaktuje się z nimi dziennikarz, nagra i wyemituje lub spisze i opublikuje następnego dnia w gazecie, zdanie polityków jest już znane z ich szybkich wpisów.

Co gorsza, zanim w kioskach (a jeszcze częściej w pociągach i kawiarniach – bezpłatnie) pojawią się jutrzejsze gazety, informacje z Twittera zainspirują już do niezliczonych komentarzy w cyberprzestrzeni. Blogi na internetowych witrynach gazet i zawodowi dziennikarze coraz częściej przegrywają rywalizację ze świeżym i nieuwikłanym spojrzeniem amatorów. Bezpłatny program edytorski WordPress do publikowania w internecie nie wiąże się z koniecznością uzyskania certyfikatu bycia dziennikarzem.

Reklama

W pułapce klikalności

Tymczasem tematy porannego kolegium redakcyjnego w papierowej gazecie z wolna stają się pochodną 50 tematów najchętniej wyszukiwanych w Google w ostatniej dobie, komentowanych na Twitterze i zaproponowanych rano przez telewizję informacyjną.

Agonię tradycyjnych mediów wydłuża jedynie „pułapka klikalności”. Tak nazywam poszukiwanie źródeł finansowania poprzez produkowanie szumu medialnego, stawianie na ilość, nie jakość. „Dostarczyciele contentu" (choć w rubryce „zawód” wpisują „dziennikarz”) publikują kilkadziesiąt materiałów na godzinę. Ich produkty opatrzone są chwytliwymi tytułami, które przyciągnąć mają wyszukiwarki i wygenerować wejścia na stronę redakcji. To oni ustawiają się w kolejce do Nelli Rokity wiedząc, że cokolwiek powie – będzie cytowane. Dopóki są reklamodawcy, przekonani przez swoje domy mediowe, że warto w „infotainment” inwestować, media poszukiwać będą przyciągających uwagę tematów lub oszukiwać czytelników, opatrując te niechodliwe atrakcyjnymi tytułami.

Na ostatnim etapie agonii najlepszym redaktorem naczelnym stanie się operator technik SEO – promowania pozycji stron redakcyjnych w wyszukiwarkach.

W zawodzie przetrwają tylko ci dziennikarze, którzy staną się marką. W Polsce to co najwyżej dziesiątka nazwisk. Dziennikarskie gwiazdy staną się dla nas przewodnikami po świecie. W telefonach komórkowych, w programach rodzaju Twitterride, ustawimy ich jako dostarczycieli najważniejszych informacji. Już dziś nazwiska znane z gazet, radia i telewizji zyskują w strumieniach Twittera najwięcej odbiorców. Ich oceny i firmowane przez nich wiadomości są też najchętniej przekazywane dalej.

Informacje od dziennikarskich gwiazd uzupełnią w naszych komórkach wiadomości od polityków, ekspertów giełdowych (świetny kanał stworzył w krótkim czasie na Twitterze Rafał Hirsch z TVN CNBC Biznes), gwiazd estrady, sportowców (Zbigniew Hołdys rywalizuje dziś z Arturem Borucem o liczbę odbierających wpisy), wydawców książek, doradców rozwoju osobistego, znanych komentatorów piłkarskich (fenomenalny Michał Pol).

Definitywnie kończy się czas panowania dotychczasowych elit nad przekazem: magii godziny 19.30, jednej agencji prasowej, trzech gazet i pięciu stacji TV. W skutecznej komunikacji, także politycznej, sprzedaży idei, towarów czy usług, gazety przestały być niezbędne. Nadchodzi czas telewizji na żądanie, kilkuset tysięcy możliwych kanałów telewizyjnych w komputerze i kilkudziesięciu w komórce, wreszcie wszystkich gazet w kieszeni – opanowania strumieni informacji poprzez „własne gazety” na telefon komórkowy z wcześniej zdefiniowanych kanałów RSS.

Im bardziej świat mediów wpadać będzie w pułapkę klikalności i „infotainmentu”, tym większą cenę uzyskiwać będzie informacja referencyjna – sprawdzona, unikatowa, przygotowana pod kątem odbiorców niemających czasu na dywagacje, a także opinia na istotne tematy pochodząca od najwyższej klasy specjalistów. Płacić będziemy za poprowadzenie nas do prawdziwej i użytecznej informacji – przez gąszcz eksabajtów śmieci.

p

Eryk Mistewicz, konsultant polityczny, autor strategii marketingu narracyjnego (www.twitter.com/ErykMistewicz)