Paulina Nowosielska: Środowiska twórców przygotowały projekt ustawy medialnej. Jest pan z niego zadowolony?

Maciej Strzembosz: To mnie pani zastrzeliła pytaniem! Na pewno powstała koncepcja, która wyrywa media publiczne z impasu. Z walki politycznej, kto je przechwyci. I kompletnie anachronicznej struktury.

Reklama

I wszyscy są zgodni, że powstał najlepszy z możliwych projektów?

Przekłamaniem jest mówienie, że to ustawa środowisk twórczych.

To kogo ona jest?

Reklama

Środowisk i organizacji pozarządowych. A to, czy jest pełna zgoda będzie wiadomo 3 marca, kiedy Komitet Mediów Publicznych wyda o nim opinię. Nad projektem pracowało 11 podkomisji. Zostały wypracowane postulaty. Część z nich, choć słuszne, nie nadaje się na materię ustawową.

Co na przykład?

Reklama

Zastanawialiśmy się, w jaki sposób media publiczne mogą służyć upowszechnianiu kultury i likwidowaniu barier finansowych dostępu do niej. Tego nie można zapisać w prawie. Choć jeśli zgodnie z proponowaną przez nas ustawą uda się powołać Portal Mediów Publicznych, to możliwe stanie się np. internetowe muzeum sztuki. Dla dziewczyny czy chłopaka z małej miejscowości, którzy interesują się malarstwem będzie to tańsze rozwiązanie niż podróż do stolicy czy do Krakowa. Zgadzam się, że to tylko środek zastępczy. Ale zawsze coś.

Przechodząc do spraw fundamentalnych: w jaki sposób ustawa zmienia finansowanie mediów publicznych?

Odchodzimy od anachronicznych opłat za odbiornik. Bo dziś należałoby taką opłatą obciążyć każdą nowoczesną komórkę z wbudowanym radiem. Opłata ma być za dostęp do dobrych programów. To jak ze służbą zdrowia. Nie korzystam z niej codziennie, a mimo to płacę. Cały czas mam jednak świadomość, że w razie potrzeby mogę pójść do lekarza.

Ustawa wprowadza opłatę audiowizualną - 8 zł miesięcznie. Są wyliczenia, z których wynika, że tyle wystarczy, by utrzymać media na przyzwoitym poziomie?

Ciągle to liczymy. Z pewnością wystarczy, jeśli płacić będzie każda osoba pracująca. Ale chcemy zwolnić tych, którzy korzystają z pomocy społecznej i zasiłku rodzinnego, najstarszych emerytów, bezrobotnych czy osoby o bardzo niskich rentach i emeryturach. To samo dotyczy studentów. Zakładamy też możliwość odliczania od podatków. Musimy dostarczyć odpowiednią ilość pieniędzy w sposób najmniej dolegliwy społecznie.

A i tak wyjdzie mniej niż za dotychczasowy abonament.

Dotychczas abonament wynosił 17 zł miesięcznie. Teoretycznie pieniędzy będzie więc nieco mniej, ale trudniej będzie uniknąć płacenia. Będzie więc więcej niż obecnie.

Dziś Telewizja Publiczna musi brać kredyt bankowy, by starczyło jej na bieżące zobowiązania. Czy nowe rozwiązania spowodują, że będzie lepiej?

Tak, bo przede wszystkim likwidujemy dotychczas działające spółki prawa handlowego. Dlaczego telewizja, która z samych reklam zarabia ponad miliard złotych musi brać kredyt? Dlatego, że działa w przerażającej strukturze biurokratycznej. Nie winię tego zarządu, że bierze kredyt. Kodeks pracy jest tak skonstruowany, że jeżeli Piotr Farfał zaczął zwolnienia grupowe, to dopóki ten proces się toczy, obecne władze nie mogą zacząć kolejnych zwolnień. I teraz nawet „farfałowcy” nie mogą dostać wypowiedzeń. Chyba zresztą na tym polegał plan: zaczniemy zwalniać po to, by nas później nikt nie mógł ruszyć. Telewizja od lat była jak okręt obrastający szlamem z politycznych nominatów. A gdy kiedykolwiek pojawiały się pieniądze, to zamiast zwalniać starych, przyjmowano nowych. Efekt? W telewizji pracują osoby, które od 10 lat żadnego programu nie zrobiły.

Czytaj dalej >>>



Ustawa stawia spółki w stan likwidacji i przekształca je w państwowe osoby prawne. To pomoże?

Nie chcę siać paniki. To nie jest tak, że operator telewizyjny nagle straci pracę. Zostanie za to strącona cała czapa administracyjna. Wyliczyliśmy, że w zarządach, radach nadzorczych i radach programowych wynagrodzenie pobiera 705 osób. Taka armia w Polsce nadzoruje media publiczne.

A wy proponujecie, by nadzorowało je 108 osób.

Tak, ale z tego tylko 47 pobierałoby wynagrodzenia. Pozostali, np. członkowie Komitetu Mediów Publicznych, pracowaliby za darmo.

Nie tworzy pan zbyt idealistycznej wizji?

Nie sądzę! Wystarczy popatrzeć na organizacje pozarządowe. Setki ludzi pracują za darmo w hospicjach.

Ale gdzie telewizji do hospicjum?

A media nie są ważne?

Ważne. Tyle, że w hospicjum pomaga się cierpiącym ludziom, czasem walczy o ich godną śmierć.

Nie stawiajmy sprawy: albo – albo. Ludzie poświęcają się różnym sprawom. Komitet został powołany we wrześniu zeszłego roku. Ponad 70 osób przepracowało nad ustawą setki godzin. I nikt nawet nie pomyślał, by wziąć za to jakieś pieniądze. Możliwe? Możliwe.

A możliwe jest odpartyjnienie mediów publicznych?

To jeden z głównych celów ustawy. Gdy w 1993 roku wprowadzana była poprzednia ustawa medialna, to KRRiT miała składać się z fachowców. A jaka jest, każdy widzi. My chcemy wprowadzić rodzaj detoksu medialnego dla polityków. Musi zostać wybudowana bariera, która odbierze im pokusę manipulowania mediami publicznymi.

Ładnie brzmi. Ale jak to zrobić?

Mówię żartobliwie, że mamy klasyczne inspiracje. Starożytne Ateny i renesansowa Florencja wprowadziły losowania do systemu władzy. I w ten sposób wybierane były wszelkie gremia, które zarządzały miastami. My robimy podobnie. 250 osobowy zasób kadrowy, do którego kierowane są osoby wybierane przez organizacje pozarządowe, organizacje twórców, dziennikarzy, konferencje rektorów szkół wyższych, artystycznych oraz pięć różnych organizacji samorządowych (m.in. Związek Gmin Polskich i Związek Miast Polskich). Z nich losowane jest 50 osób, które stanowią Komitet Mediów Publicznych. I to on ogłasza konkurs na Radę Mediów Publicznych. W jej skład wchodziłoby 7 osób. To byłoby ciało dzielące pieniądze między telewizję, radio i Internet. Wyznaczałoby zasady. Coś na kształt BBC Board.

I oczywiście wierzy pan, że byłby to w pełni uczciwy konkurs?

Nawet w historii TVP raz taki się zdarzył. To było wtedy, gdy wygrał Jan Dworak. Choć zwyciężyć miał ktoś inny.

Rada z kolei prowadziłaby konkursy na jednoosobowe zarządy telewizji, radia, radia regionalnego, Portalu Mediów Publicznych. Jednoosobowe zarządy to dobry pomysł?

Nie ma co mnożyć bytów. Nigdzie nie jest powiedziane, że w każdym zarządzie musi siedzieć po pięć osób. Poza tym nie będzie więcej rozmywania odpowiedzialności za to, co się dzieje. Żeby nie było tak, że jedno mówi prezes, a członkowie zarządu go przegłosowują. Co stało się w TVP regułą od czasów Wiesława Walendziaka.

Czytaj dalej >>>



A kto będzie oceniał jakość programów?

Powołujemy, podlegający Komitetowi i niezależny od dyrektorów telewizji czy radia, Instytut Mediów Publicznych. Będzie badał programy. Ale nie pod kątem oglądalności i przynoszenia pieniędzy, ale jakości i spełnianych założeń ustawy. I tego, czy dają satysfakcję widzom.

Jak zmierzyć to ostatnie?

Jeśli ktoś wymyśli sobie program dla młodych matek, a badania pokażą, że żadna kobieta z dzieckiem go nie ogląda, to po co łożyć na niego pieniądze? Owszem, i teraz w każdej jednostce mediów publicznych jest biuro programowe. Jego zadaniem jest ocena programów. Tylko jak biuro może dziś uczciwie powiedzieć swojemu dyrektorowi: panie, partaczy pan robotę? Nam zależy na niezależnym audycie.

Fundusz Mediów Publicznych to też coś nowego.

Powstaje na wzór Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Pewien procent pieniędzy będzie dostępny w konkursach. Nie będziemy pytać, czy projekt realizuje TVP czy TVN. To będą granty na konkretny projekt. Nowością jest też to, że wszystkie projekty, które są dofinansowane przez Fundusz po pewnym czasie będą lądować na Portalu Mediów Publicznych. I każdy będzie mógł za darmo je ściągnąć. Przez Fundusz będzie się można również ubiegać o dofinansowanie tekstów drukowanych. To będzie rodzaj wsparcia dla solidnego dziennikarstwa.

W zawetowanej rok temu ustawie tematem spornym było obowiązkowe wspieranie wartości chrześcijańskich. Jak będzie teraz?

Jan A.P. Kaczmarek na początku prac Komitetu sformułował taką zasadę: dopisujemy tylko to, czego brakuje. Niczego nie wykreślamy. Nie wszczynamy wojny o religię czy wartości.

Czy to nie paradoks, że o powodzeniu odpartyjniającej media ustawy decydować będą właśnie partie?

Na pytanie sceptyków, czy ustawa wypali odpowiem tak: kiedyś uważano, że PISF nie ma prawa zadziałać. Stało się na odwrót i świetnie funkcjonuje. Co do polityki... Naszym zadaniem było stworzenie projektu. Nie założyliśmy partii politycznej, która teraz pod hasłem ratowania mediów chce wygrać wybory.

Może trzeba było? Gdy prezydent wetował ustawę medialna, o sprawie było głośno. Teraz na pierwszym planie są komisje sejmowe.

Może się okazać, że deklaracje, które wtedy padały są nic nie warte. Że były tylko na pokaz. Ale gdybyśmy zawsze zakładali, że nic się nie uda, i że wszyscy nas oszukują, to lepiej w ogóle nie wychodzić z domu. Projekt trafi niedługo do sejmu, który może go odrzucić lub zmienić nie do poznania. Ale trzeba zachować nieco optymizmu.

I naprawdę nie boi się pan, że w roku wyborczym politycy nie wykorzystają ustawy medialnej do własnych celów?

Rok wyborczy jest też naszą szansą. Idealnie, gdyby ten projekt wniosło do sejmu 15 posłów z wszystkich czterech partii.

I zakładając, że wszystko pójdzie zgodnie z planem...

To i tak zanim ustawa zacznie obowiązywać przewidujemy okres przejściowy. Nim wpłyną pieniądze z nowych opłat, potrzebne jest uszczelnienie obecnego źródła finansowania. Inaczej media publiczne nie przeżyją.

Czyli czeka nas surowe egzekwowanie abonamentu?

Niekoniecznie, wystarczy, że zerwiemy w końcu z obłudnym podejściem do tematu. Bo niemal w każdej debacie o abonamencie pojawia się obrazek biednej staruszki, której każe się płacić medialny haracz. Tymczasem problem leży gdzieś indziej. Tylko 5 proc. firm w Polsce płaci abonament. Nie robią tego całe sieci hoteli. To kolejny dowód na to, że pora odczarować atmosferę wokół mediów.