Nie dziw, że z otwartymi ustami słucha się jego opowieści, snutej w pokazanym przez TVN filmie Witolda Gadowskiego i Przemysława Wojciechowskiego "Tragarze śmierci".

Kiszczak beznamiętnie wspomina, że terroryści z Abu Nidal Organisation (ANO) nie tylko odpoczywali i leczyli się w Polsce, ale także trenowali u nas przed kolejnymi zamachami i kupowali od Polski broń, z której zabijali pasażerów na lotniskach w Rzymie albo Wiedniu. Co więcej, szef MSW w rządzie Tadeusza Mazowieckiego nie ukrywa tego, iż proceder był kontynuowany w pierwszych latach niepodległości, zaś dziennikarze twierdzą, iż mają dowody na handel z terrorystami polską bronią do roku …2000. Nie są jasne motywy, dla których Czesław Kiszczak postanowił obwieścić te sensacje właśnie teraz. Niewykluczone, że to po prostu kwestia kompetencji i talentu dwóch świetnych dziennikarzy, którzy tę relację od niego wyciągnęli. A być może Kiszczak swoimi wspomnieniami chce się w jakiś sposób przyczynić do współczesnej światowej "wojny z terroryzmem"?

Reklama

Co szczególnie ciekawe, kwestia współpracy komunistycznej Polski z terroryzmem pierwszy raz różni dwóch najważniejszych polityków tamtego czasu, dotąd maszerujących zawsze ramię w ramię: Kiszczaka i Jaruzelskiego. Wojciech Jaruzelski odrzucał kategorycznie amerykańskie oskarżenia o polską pomoc dla ANO jeszcze w 1987 roku, a jego ówczesny rzecznik Urban zwołał nawet wówczas specjalną dementującą konferencję prasową. I Jaruzelski - pytany dzisiaj przez autorów filmu - trzyma się twardo tamtej wersji. Świadków zdarzeń jest jednak zapewne o wiele więcej. Wystarczyłoby sięgnąć do zasobów kadrowych świeżo założonej przez gen. Dukaczewskiego organizacji SOWA , skupiającej weteranów II Zarządu Sztabu Ludowego Wojska Polskiego. Nie ulega wątpliwości, że powinni oni pod przysięgą zeznać, który z ich szefów mówi dzisiaj prawdę.

czytaj dalej



Reklama

Bowiem filmowa opowieść Kiszczaka - zwłaszcza odkąd stała się wiadoma całemu światu - stwarza nowy problem dla instytucji państwa polskiego. Przekształca ona bowiem funkcjonującą od lat plotkę w twardą relację wiarygodnego świadka. Terroryzm - jako zbrodnia przeciw ludzkości - nie podlega przedawnieniu. Nie przedawnia się więc także odpowiedzialność polskich pomocników terrorystów. Praworządne państwo nie może pozostać bezczynne wobec publicznie złożonej relacji Kiszczaka. Zdumiewające jest więc, że w ciągu tygodnia, jaki upłynął od emisji filmu ani nowy niezależny prokurator generalny, ani szef IPN mający własny pion prokuratorski, sami z siebie nie zająknęli się nawet w tej sprawie. A jeszcze dziwniejsze jest to, że podczas gdy zdarzenie zwróciło uwagę mediów m.in. w Ameryce i Izraelu, nikt w Polsce nie zapytał ani Kurtyki, ani Seremeta o to, jaki bieg zamierzają nadać sprawie? Od obu tymczasem należałoby oczekiwać uzgodnień co do trybu dalszego postępowania oraz publicznego komunikatu na ten temat. Odkąd ustawa zdjęła z rządu obowiązek troszczenia się o praworządność i ścigania przestępców - rzecz zależy od swobodnego uznania dwóch autonomicznych instytucji. Czy więc podejmą swoje obowiązki?

Sprawa jest dużo poważniejsza, niźli sławetne tajne więzienia CIA. Idzie bowiem nie o to, czy Polska złamała reguły humanitarne w walce z terroryzmem, ale o to, czy Polska wspierała terroryzm. Gdy chodzi o lata 80. - prawny dowód na współodpowiedzialność polskiej junty wojskowej za światowy terroryzm stawiałby w nowym świetle kwestię celów zaprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Zaś potwierdzenie częściowej choćby współpracy polskich władz z ośrodkami terrorystycznymi po odzyskaniu niepodległości - wymagałoby szczegółowego zbadania, jak coś takiego w ogóle mogło być możliwe! Chcąc, czy też nie chcąc, Kiszczak postawił przed naszym państwem nowe zadanie, którego nie można nie podjąć. Choć wymagać ono będzie ponownego, nieprzyjemnego zajrzenia w niedawną narodową przeszłość.