Jeśli Carl Bildt zostanie unijnym ministrem spraw zagranicznych, to ucieszy się z tego większość polskich polityków, a zmartwią się władcy Kremla. Bildt jest bowiem gorącym zwolennikiem rozszerzenia Unii na wschód, jest proamerykański i zdecydowanie wrogi wobec wszelkich imperialnych planów Rosji. Większość jego działań i wypowiedzi była zbieżna z polskimi interesami. Na dodatek lubi walić prosto z mostu: "Mamy powody, by przypomnieć, że pół wieku temu Hitler używał tej samej doktryny, by podkopać i zaatakować znaczące obszary Europy Środkowej" - napisał w swoim oświadczeniu w ostatni piątek, gdy było już wiadomo, że cała rosyjska machina wojenna ruszyła na Gruzję.
W czasie obecnego konfliktu gruzińskiego wypowiedzi Bildta to najostrzejsza ocena postępowania Moskwy. Jednak Kreml, który za słowa krytyki odgrażał się prezydentowi Polski, politykom łotewskim, estońskim, litewskim i ukraińskim, wypowiedzi Szweda wolał przemilczeć. To tym bardziej dziwne, że Bildt niepierwszy już raz dopiekł rosyjskim władzom. Może Putin woli nie zadzierać z wpływowym Skandynawem? Niewykluczone, skoro słowa Bildta o Hitlerze pochwalił np. Zbigniew Brzeziński.
"Carl Bildt słusznie przeprowadził analogię między <usprawiedliwianiem> przez Putina rozczłonkowania Gruzji a taktyką Hitlera wobec Czechosłowacji w celu <wyzwolenia> Niemców sudeckich" - mówił przedwczoraj były doradca prezydenta Cartera.
Być może też premier Rosji nie chce zadzierać z ambitnym Szwedem, bo wie, iż ten jeszcze bardzo długo będzie wiele znaczył w polityce międzynarodowej. Jego droga życiowa - prawdziwe pasmo sukcesów - na to wskazuje. Za rok skończy 60 lat, ale wygląda znacznie młodziej. Start miał ułatwiony, bo pochodzi z zamożnej arystokratycznej rodziny, która w szwedzkiej polityce jest obecna przynajmniej od XIX wieku. Wtedy jeden z jego prapradziadków był premierem królestwa. Pradziadek był szefem sztabu generalnego, brat pradziadka (również Carl) szefem dyplomacji, dziadek wyższym oficerem, a ojciec dyrektorem w ministerstwie obrony. Kariera młodego Carla była błyskotliwa nie tylko dzięki tym koneksjom. Od najmłodszych lat interesował się polityką i działał w liberalno-konserwatywnej młodzieżówce.
Miał trzydzieści lat, gdy został deputowanym szwedzkiego parlamentu. W wieku 37 lat został szefem swojego ugrupowania - Partii Umiarkowanej. Jego postać zaciekawiła Szwedów, bo był bardziej wyrazisty niż inni szwedzcy politycy. Choć z drugiej strony przeciwnicy tę jego cechę nazywali arogancją i zarozumiałością. Pięć lat później sformowana przez niego koalicja odebrała władzę socjalistom, a 42-letni Bildt został szefem rządu. Dla Szwecji jego władza oznaczała ostry zwrot, przynajmniej w sprawach gospodarczych. Obciął wiele wydatków socjalnych wprowadzonych wcześniej przez socjalistów, zliberalizował przepisy, prywatyzował publiczne przedsiębiorstwa i służbę zdrowia, wprowadził bony edukacyjne. Najważniejszym jego dokonaniem było wprowadzenie Szwecji do Unii Europejskiej. Jednocześnie musiał walczyć z kryzysem, który dotknął szwedzką gospodarkę. Ta walka zakończyła się porażką, bo następne wybory wygrali socjaliści.
Bildt jednak, inaczej niż polscy byli premierzy, szybko znalazł dla siebie odpowiednie stanowisko. Został specjalnym wysłannikiem Unii w Bośni i Hercegowinie. Po zaakceptowaniu jego kandydatury szwedzka prasa zaczęła pisać o fatum ciążącym nad politykami z tego kraju obejmującymi funkcje międzynarodowe. Istotnie, w XX w. kilku wybitnych Szwedów, w tym sekretarz generalny ONZ Dag Hammarskjoeld, podejmujących się mediacji pokojowych zginęło w zamachach lub zostało zamordowanych z powodów politycznych. Bildt jednak przełamał tę passę.
Bardzo szybko zaczął interesować się rozszerzeniem Unii na państwa postkomunistyczne. Swoje poparcie wytłumaczył kilka lat temu w jednej z zakulisowych rozmów z polskimi dziennikarzami. - Pamiętacie o bitwie pod Połtawą? - zapytał ich o klęskę, którą w 1709 r. ponieśli jego rodacy w wojnie z Rosją. Gdy polscy dziennikarze przytaknęli, Bildt dodał: "Po prostu chodzi o to, by odsunąć Rosję jak najdalej od naszego wspólnego bałtyckiego jeziorka"
Swojej rezerwy wobec Kremla Bildt nigdy nie krył. To może zaskakiwać, bo jednocześnie w ostatnich latach robił interesy z Gazpromem. Od końca lat 90. był członkiem zarządu dwóch firm naftowych. Sposób, w jaki Bildt handlował akcjami tych firm, był zresztą przyczyną dużego skandalu. W takiej atmosferze Bildt jesienią 2006 r. został szefem szwedzkiej dyplomacji. I dopiero wtedy pod silnym naciskiem mediów pozbył się akcji firm związanych z Gazpromem.
Posiadanie tych papierów wartościowych wówczas w Szwecji uznawano za możliwy środek nacisku Rosji na Bildta. Z dzisiejszej perspektywy tamte obawy wydają się przesadne. Ale i wtedy interesy z Gazpromem nie przeszkadzały Bildtowi w krytykowaniu Kremla. M.in. w 2004 r. podpisał się pod listem potępiającym Władymira Putina za rzeźnickie rozwiązanie kryzysu w Biesłanie. Nazwisko Bildta znalazło się tam obok Vaclava Havla, Francisa Fukuyamy i - warto na to zwrócić uwagę - senatora Johna McCaina. To ostatnie jest o tyle ważne, że Bildt podtrzymywał kontakty z amerykańskimi republikanami.
Był krytyczny wobec Rosji w przypadku prawie każdego napięcia stosunków między nią a innymi krajami europejskimi. Poparł Polskę, gdy rząd Jarosława Kaczyńskiego zapowiedział weto wobec rozpoczęcia rozmów UE - Rosja w sprawie nowej umowy o partnerstwie. Stwierdził, że jeśli Rosja nie chce wpuszczać do siebie polskiego mięsa, to Warszawa ma prawo do retorsji. Takich polonofilskich wypowiedzi było znacznie więcej - jest sceptyczny wobec budowy omijającego Polskę Gazociągu Północnego, współdziała z nami we wspieraniu Ukrainy, obiecał dać pieniądze antyłukaszenkowskiej telewizji Bielsat, nawet popierał ulokowanie we Wrocławiu Europejskiego Instytutu Technologicznego.
Ostatnio najważniejszym jego gestem było wsparcie inicjatywy Radosława Sikorskiego. Obaj promują program Wschodniego Partnerstwa UE dla Ukrainy, Mołdawii, Armenii, Azerbejdżanu i Gruzji. Dla Rosji jednak Bildt nie widzi miejsca w tym programie. Pytany dlaczego, odpowiedział, że być może kiedyś w przyszłości Rosję i Unię połączą "wspólne europejskie wartości". Można być jednak pewnym, że Bildt uważa, iż nieprędko do tego dojdzie. Nie przypadkiem kilka miesięcy temu w Warszawie mówił o miękkiej wojnie, którą Rosja prowadzi przeciw Zachodowi o Ukrainę i Gruzję.
Porównał politykę Władimira Putina i Dmitrija Miedwiediewa do działań Hitlera. Za te ostre słowa nie znalazł się na politycznym marginesie - przeciwnie, zbiera pochwały od wielkich tego świata. Co więcej, wszyscy wróżą mu dalszą błyskotliwą karierę. To Carl Bildt, szwedzki minister spraw zagranicznych, dziś wysłannik do Gruzji Komitetu Ministrów Rady Europy, a być może już niedługo szef unijnej dyplomacji - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama