ANNA ZIOBRO: We włoskich gazetach codziennych pojawiają się doniesienia, że UEFA odbierze Polsce i Ukrainie organizację Euro 2012. Na ile poważnie powinniśmy podchodzić do takich informacji?
JERZY BUZEK*: Nie sądzę, aby odebranie nam mistrzostw wchodziło dzisiaj w rachubę. Przypuszczam, że większość spraw jest w fazie intensywnych przygotowań i nie możemy jeszcze dzisiaj ocenić konkretnych skutków tych działań. Te przygotowania będą widoczne lada miesiąc, więc podejmowanie negatywnej decyzji teraz byłoby zdecydowanie przedwczesne.
Michael Platini wprost powiedział, że decyzja zapadnie na jesieni. A do tej pory myślałam, jak większość Polaków, że ta decyzja już zapadła. Że jesteśmy współorganizatorem mistrzostw?
Na jesieni będzie konkretna ocena przygotowań i nawet gdyby była ona półnegatywna, to i tak moim zdaniem, jeśli UEFA chciałaby nam odebrać organizację mistrzostw, taka decyzja byłaby podejmowana najwcześniej pod koniec przyszłego roku. Wiadomo, że naszymi ewentualnymi następcami byliby ci, którzy już mają gotowe stadiony i infrastrukturę. A takich krajów jest tylko kilka w Europie. Ale powtarzam: to się nie stanie.
To jak czytać te doniesienia medialne, informacje pisane w tonie niemal pewności, że decyzja UEFA będzie dla nas niekorzystna?
Jestem absolutnie przekonany, że media robią dużo paniki, po to by bardziej zmobilizować nas do działań. Za rok wszystko będzie wyglądało zupełnie inaczej niż dzisiaj. Na pewno gdyby dziennikarze widzieli koparki wjeżdżające na budowę, nastroje Włochów, którzy dziś zacierają ręce, chcąc przejąć mistrzostwa, byłyby zupełnie inne.
Załóżmy na chwilę wariant zły dla Polski. Jakie byłyby konsekwencje polityczne i kto by je poniósł, jeśli nie doszłoby do organizacji Euro przez Polskę i Ukrainę w 2012 r.?
Wiadomo, że organizacja Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej to wielka promocja kraju. To szansa nie do przecenienia, która procentuje na dłuższy czas. Gdyby więc do mistrzostw nie doszło, byłoby to co najmniej spore zakłócenie. Nie jestem jednak przekonany, czy byłyby z tego powodu jakiekolwiek daleko idące skutki polityczne. Tak się składa, że za opóźnienia odpowiadałyby dzisiaj solidarnie w równym stopniu poprzedni oraz obecny polski rząd. Każdemu z nich było dane tak samo długo zajmować się tą sprawą. Dwie formacje polityczne z tych rządów mają dzisiaj najsilniejsze poparcie, ale obciążenie wynikające z braku widocznych efektów w organizacji mistrzostw rozłożyłoby się na oba rządy po równo. Powtarzam: nie wierzę w taką ewentualność, dlatego nawet nie wyobrażam sobie takiego przypadku. Pracujemy wydajnie i pod presją. UEFA narzuca terminy, wywiera presję, a my to po prostu zrobimy.
Czy widzi pan coś, co można by zrobić, aby oddalić ryzyko?
Tak. Żeby móc spać spokojniej, włączmy do rozgrywek Stadion Narodowy w Chorzowie. Mielibyśmy jeden stadion gotowy z pełną infrastrukturą wypróbowywaną od lat. Wystarczy go tylko zadaszyć, co nie jest kłopotem. Drugi - prawie gotowy - jest w Poznaniu. Musimy się liczyć z tym, że nawet gdy wybudujemy stadiony w Gdańsku czy gdziekolwiek indziej, to będą one na dzikich polach. Doprowadzenie do nich dróg, tramwajów, punktów usługowych i hoteli będzie gigantycznym przedsięwzięciem. Na przykład Austria nie ma teraz co z nim zrobić, bo nikt nie potrzebuje stadionu na 40 tys. ludzi. Dlatego trzeba je ulokować tam, gdzie już odbywają się imprezy sportowe.
Byłem na meczu w Klagenfurcie. Z jednej strony jest droga dojazdowa, a po drugiej rośnie kukurydza i jest błoto. Można więc powiedzieć, że Austria nie do końca zdążyła z tym stadionem. Dlatego tym bardziej nie wierzę dzisiaj w odebranie Polsce i Ukrainie organizacji Euro 2012.
Ciekawe - mówi pan dzisiaj. A w przyszłości?
Mogłoby się tak stać, ale dopiero za półtora roku czy za dwa lata. Oczywiście to tylko dywagacje, bo tak się absolutnie nie stanie. Wszystko będzie zrobione na czas. Oby tylko drogi i kolej były takiej jakości, by mogły nam służyć przez dziesięciolecia, a nie tylko w czasie mistrzostw.
*Jerzy Buzek, eurodeputowany PO, poseł na Sejm III kadencji oraz premier rządu RP w latach 1997 - 2001