Wpadanie w histerię i wiara zachodnim mediom, które już odtrąbiły, że stracimy Euro, a Platini przyjeżdża do nas tylko w tym celu, aby nam to uroczyście zakomunikować, byłoby ogromną naiwnością.
Czego bowiem miałby się spodziewać? Czy można było wybudować stadiony i sieć autostrad w tak krótkim czasie? Dla tych, którzy choć trochę orientują się w zagadnieniach logistyczno-budowlanych, jest oczywiste, że znacznie trudniej załatwić wszelkie sprawy formalne i prawne, niż wybudować stadiony. Mówiąc wprost: Platini przyjeżdża do Warszawy przejrzeć kwity, postawić wszystkich do pionu, przypomnieć o tym, jaka jest ranga tego wydarzenia, bo przecież nie po to, aby oglądać, jak nam pięknie rośnie Stadion Dziesięciolecia. Żadnej realnej groźby odebrania nam Euro po prostu nie ma i w tym przypadku można bardziej wierzyć przedstawicielom rządu czy PZPN, a mniej samemu Platiniemu. Mimo jego dość chłodnych i niejednoznacznych wypowiedzi w wywiadzie, którego kilka dni temu udzielił swojemu przyjacielowi Zbigniewowi Bońkowi. Z jednej strony Platini zapewniał, że zrobi wszystko, aby impreza odbyła się w Polsce i na Ukrainie, z drugiej straszył, że ostateczna decyzja zapadnie we wrześniu. Ta wypowiedź była zwykłym zabiegiem stosowanym w biznesie, sposobem na zmuszenie partnera, aby nie zapominał, jaka była umowa. Trzeba przecież pamiętać, że wielka piłka to wielki biznes. UEFA przedstawiła nam lukratywną ofertę. Zleciła Polsce i Ukrainie przygotowanie swojego firmowego produktu, sama na tym zarobi krocie i nam też da się wzbogacić. Tu jest zbyt wiele do stracenia, aby wykonywać jakieś nerwowe ruchy i jeszcze narażać się na śmieszność. Argument, że odebranie nam organizacji Euro fatalnie wpłynęłoby na wizerunek UEFA i oznaczałoby przyznanie się do kompromitującego błędu, też jest sensowny. I też jest naszym dodatkowym atutem.
A zatem nie panikujmy, ale też nie popadajmy w samozachwyt, który zbyt często demonstrują premier, minister sportu, szefowie spółki Pl 2012 czy prezes PZPN. A już argumenty w rodzaju: A co oni nam mogą zrobić, przecież wszystko co złe, to Ukraina - wręcz niedopuszczalne. Naprawdę jest zbyt wcześnie na wymachiwanie szabelką. O ten turniej wciąż trzeba walczyć realnie, być czujnym, nie dawać powodu do krytyki, nie spierać się politycznie choć w tej jednej sprawie. Działać po prostu i nie obawiać się delikatnego pohukiwania Michela Platiniego. Takie zachowanie szefa UEFA jest wpisane w jego rolę. Dzisiejszy przyjazd Francuza do Warszawy jest jak wizyta pana młodego, który niebawem wyprawia wesele i denerwuje się znacznie bardziej niż inni.