Po jej książki sięgają ci sami ludzie, którzy czytają "Harry’ego Pottera". Autorka "Doktryny szoku" stała się symbolem oporu przeciwko neoliberalizmowi i głównym publicznym antagonistą spadkobierców Miltona Friedmana. Jej pierwszy światowy bestseller "No logo" stał się głosem pokolenia poniżej trzydziestki - ludzi, którzy w ogromnej części nie byli w ogóle zainteresowani polityką. Ta krytyka świata zdominowanego przez korporacje swój gigantyczny sukces w sporej części zawdzięcza temu, że odwołuje się do rzeczywistości, z którą na co dzień obcują miliardy - niemal każdy na tej ziemi jest w stanie rozpoznać znak Coca-Coli czy McDonald's.
Klein jednocześnie bardzo skutecznie przemawia do ludzkich emocji. Nie ma większego znaczenia, czy ktoś uważa się za lewicowca, czy prawicowca. Tylko szaleniec, czytając opis jej wizyty w fabryce w Cavite na Filipinach, gdzie kobiety wykonujące ubrania słynnych zachodnich marek muszą załatwiać się do plastikowych reklamówek pod maszynami do szycia, może powiedzieć: "Tak być powinno". Tylko szaleniec może ze spokojem ducha przyjąć wiadomość, że suma kontraktu reklamowego dla gwiazdy sportu wielokrotnie przewyższa sumę wszystkich wynagrodzeń wypłaconych za wykonanie milionów par adidasów.
W "Doktrynie szoku", swojej najnowszej książce, Klein pokazuje zaskakująco podobne strategie, które doprowadziły do wprowadzenia wolnego rynku w krajach tak różnych jak Chile w czasach Pinocheta, jelcynowska Rosja, Chiny w erze rewolty Tiananmen czy Irak po amerykańskiej interwencji. Główna teza tej książki brzmi: czasy kryzysu, gdy ludzie są przerażeni i całkowicie zdezorientowani, ponieważ wszystkie dotychczasowe punkty odniesienia zniknęły, są idealnym momentem na przeprowadzenie radykalnych reform gospodarczych. Kryzys jest czasem, w którym każda dyskusja jest ucinana w gwałtowny sposób - wystarczy przywołać stan wyższej konieczności i powiedzieć: "Nie ma innego wyboru". To jest właśnie "doktryna szoku".
"Doktryna szoku" została opublikowana przed rokiem, jeszcze zanim dzisiejszy kryzys finansowy rozszalał się na dobre. Niemal apokaliptyczny ton tej książki, ukazujący neoliberalizm jako quasi-religijną, fundamentalistyczną doktrynę, która wypowiada wojnę wszystkiemu co stoi na jej drodze, w roku 2007 mógł wydawać się przesadny. Pod koniec roku 2008 sprawia wrażenie spełnionego proroctwa. Czy możemy podważać słowa Klein teraz, gdy Nicolas Sarkozy - do wczoraj ultraliberał zalecający kredyty subprime jako lekarstwo na wszystko - ostentacyjnie fotografuje się z "Kapitałem" Marksa? Należy jednak zadać sobie przynajmniej dwa istotne pytania. Po pierwsze - Klein przedstawia neoliberalnych ideologów, spadkobierców Miltona Friedmana, jako demiurgów w ludzkiej skórze, którzy działają według z góry ustalonego planu i zawsze wygrywają, bo wszystko przewidzieli. Jeśli rzeczywiście tak jest, to jakie w ogóle mamy szanse? Czy nie lepiej czasem powstrzymać swe nieco populistyczne emocje, aby poszukać jakiegoś rozsądnego wyjścia? Często gwałtowne oskarżenia są jedynie utwierdzaniem się we własnej bezsilności... Po drugie - jeśli katastrofa stanowi podstawowy pokarm dla ideologii neoliberalnej - jak chce tego Klein, jeśli odżywa ona podczas plag, wojen i wielkich kryzysów, to czy możemy sobie wyobrazić katastrofę, która będzie oznaczać jej klęskę?