Polemizowaliśmy tutaj z Jerzym Jachowiczem, czy komisja śledcza w sprawie Olewnika będzie miejscem ustalania prawdy, czy kolejnym programem krwistej sejmowej TV, partyjnym cyrkiem, w którym utłuczenie Macierewicza albo Biernackiego będzie ważniejsze niż jakieś tam śledztwo. Tak jak cyrk, a nie śledztwo był ważniejszy w komisji bankowej, a później w komisji do badania nacisków... Jachowicz twierdził, że ta komisja będzie inna, będzie na poważnie. Ja napisałem, że znów będzie cyrkiem. I to ja miałem rację, choć z całego serca, wolałbym, żeby rację miał Jerzy Jachowicz.

Reklama

W tej sytuacji wczorajszy wywiad arcybiskupa Gocłowskiego dla DZIENNIKA brzmi jak memento. Biskup nie ma już wobec polskich polityków prawie żadnych wymagań, nie wierzy już w koalicję PO - PiS ani nawet w ponadpartyjne ustalenia w jakiejkolwiek sprawie. On prosił tylko oba szympansie stada, aby sobie przypomniały, szczególnie w chwilach dla Polski tak trudnych - kiedy nasz budżet i gospodarkę powolutku szlag trafia, kiedy chwieje się Unia Europejska będąca naszą jedyną słabiutką osłoną przed zdziczałym światem - że walka polityczna, która nawet dla niego, człowieka Kościoła, jest czymś logicznym i zrozumiałym, musi oczywiście prowadzić do zdobycia władzy, ale jej celem nie powinno być zniszczenie przeciwnika. Bo wtedy zamiast wielopartyjnej demokracji mamy wielopartyjne agresywne bagno.

Nie wiem, dlaczego Jarosław Kaczyński z taką pogardą opuścił sejmowe wystąpienie Jacka Rostowskiego na temat walki rządu z kryzysem. Wystąpienie, którego to Kaczyński przez wiele dni domagał się najgłośniej. Ale nie wiem też, czemu profesor Rostowski postanowił się ścigać z profesorem Niesiołowskim, zaczepiając PiS podczas merytorycznego wystąpienia w Sejmie. Nawet jeśli obie partie muszą poświęcać jakąś część czasu na wzajemne bluzgi, to przecież nie trzeba do tego używać ministra finansów. Nie w momencie, kiedy polskie finanse stoją nad przepaścią i właśnie ten człowiek musi być symbolem ponadpartyjnej odpowiedzialności za państwo.

Ale powtarzając to po raz setny, chyba wychodzę na idiotę, poczciwca albo cynicznego hipokrytę. W najlepszym razie na Jarosława Gowina, który ze swoim zbyt wcześnie posiwiałym włosem wchodzi co rano do rzeźni i co dziennie od nowa prosi panów rzeźników, żeby chociaż przestali kląć, choć umyli ręce...