Co się dzieje z Japonią? Kraj, który w Polsce przez długie lata był synonimem gigantycznego sukcesu gospodarczego - "zbudujemy drugą Japonię" - pogrąża się w równie gigantycznych kłopotach. Wystarczy przytoczyć dane: wczorajsze o spadku japońskiego eksportu o połowę, o spadku PKB w czwartym kwartale 2008 o 12 proc., o spadku produkcji przemysłowej w styczniu o 30 proc., szacunki dotyczące spadku PKB w tym roku o 2,6 proc, wreszcie o tym, że Japonia de facto jest w recesji od listopada 2007 roku.

Reklama

Japońscy oficjele i ekonomiści próbują porównać dzisiejszy kryzys do kryzysów z przeszłości, ale niewiele im z tego wychodzi, gdyż tak źle jeszcze nie było, od kiedy zaczęto gromadzić odpowiednie dane statystyczne. Premier Kraju Kwitnącej Wiśni niedawno nazwał więc ten kryzys najgorszym od II wojny światowej i zapewne miał rację. Cierpią wszyscy, przede wszystkim giganty japońskiego przemysłu - Sony, Hitachi, Toyota, Toshiba. Trudno właściwie znaleźć dużą japońską firmę, która nie przeżywałaby kłopotów.

Trzeba jednak pamiętać, że kryzys w Japonii to nic nowego. Czas najbardziej dynamicznego rozwoju drugiej potęgi gospodarczej świata zakończył się już jakieś dwadzieścia lat temu. Z tym, że wtedy wskazywano na państwo jako głównego winowajcę - zbyt długo nakręcało koniunkturę, żeby mogło to się skończyć dobrze. Teraz na Japonię spadły kolejne plagi: spadek popytu wewnętrznego, mocny jen i kryzys światowy. Ameryka, Zachód, a nawet Chiny przestały kupować japońskie towary. Nawiasem mówiąc, nie dlatego, że pochodzą z Kraju Kwitnącej Wiśni, choć tutaj nie pomaga mocna japońska waluta, tylko dlatego, że światowy handel przeżywa potężne załamanie. Co to oznacza dla gospodarki nastawionej na eksport chyba tłumaczyć nie trzeba.

Czy zatem nie warto już budować drugiej Japonii? Z takimi ocenami byłbym ostrożny. Co prawda niespecjalnie do przekonania trafiają mi desperackie próby pobudzenia popytu podejmowane przez japoński rząd sprowadzające się, z grubsza mówiąc, do rozdawania obywatelom niezbyt dużych pieniędzy i obniżki stawek za przejazdy horrendalnie drogimi autostradami. Dosyć zabawnie, zwłaszcza dla Europejczyka, brzmią apele japońskich gigantów elektronicznych, żeby każdy ich pracownik sprawił sobie nowy telewizor własnej produkcji.

Reklama

Ale warto zwrócić uwagę na coś innego: na rewolucję, którą w światowej gospodarce spowodowały japońskie firmy. Wypracowały niespotykane wcześniej standardy efektywności, jakości i kultury zarządzania. W sposób najbardziej jaskrawy widać to w tej chwili w USA, gdzie nieefektywna i słabo zarządzana motoryzacyjna Wielka Trójka znajduje się na skraju upadku, a fabryki japońskich koncernów jakoś sobie radzą, co jest niezłym wynikiem w tych czasach.

Dlatego uważam, że japońskie firmy wybronią się przed kryzysem. Podobnie jak sama Japonia - niektóre prognozy mówią, że już w przyszłym roku powstanie z kolan i wzrost gospodarczy wyniesie tam upragnione okrągłe zero.