Za nami kolejne wojny o Wałęsę, Zyzaka, IPN... Andrzej Nowak czuje się zaszczuty, Ewa Milewicz rzuca orderem, aby obronić zaszczutego przez Nowaka Wałęsę, Niesiołowski, Palikot i Frasyniuk ćwiczą swoją barwną frazę, Żaryn zwolniony z IPN-u, a prokurator oskarżający w stanie wojennym mianowany przez weterana opozycji demokratycznej kadrowcem w ministerstwie sprawiedliwości...

Reklama

A tymczasem w najnowszych sondażach rządząca ojczyzną tych barwnych wydarzeń Platforma Obywatelska bije nowe rekordy popularności. Jej poparcie już trzykrotnie przekracza poparcie PiS-u, nie mówiąc już o snujących się gdzieś w ogonie SLD-owcach i PSL-owcach. Może kogoś to zaskakuje, ale dla mnie jest to oczywiste. Skoro uczyniliśmy politykę cyrkiem, synonimem czegoś kompletnie ludziom niepotrzebnego - chyba że ktoś lubi oglądać klaunów (np. Palikota) i smutne, tresowane foki (np. Gowina) - wobec tego Polacy masowo wybierają święty spokój. I, nie tylko w święta, odwracają się od polityki. A mimo gorączkowych wysiłków braci Kaczyńskich, Kownackiego, Szczygły itp., premier Tusk nie został do końca wessany w czarną dziurę po polskiej polityce. Nawet jeśli to sam Donald Tusk rozsyła w teren wnuczęta Aurory: Niesiołowskiego, Palikota i Sławomira Nowaka..., on sam pozostał w oczach większości Polaków symbolem politycznego wyciszenia, świętego spokoju, bez mała zbawiennej nieobecności.

>>> Zaremba: Program Platformy programem narodu

Ja ten wybór Polaków rozumiem, popieram, nawet w nim partycypuję. Skoro zniszczyliśmy polską politykę, po co wiecznie mieszkać w jej ruinach i rozpamiętywać klęski. Tym bardziej, że w tych ruinach nadal toczy się życie, i nie jest to życie przyjemne, grasują tam hieny i rabusie politycznych zwłok. W TVN 24 wciąż jeszcze można usłyszeć Giertycha, w „Gazecie Wyborczej” przeczytać wywiad z Rudomino, a w „Dzienniku” z Farfałem. Na tym tle Donald Tusk wyrasta na księcia pokoju. Mieści się pomiędzy skrajnościami, krytykuje IPN, ale nie chce go zniszczyć, walczy z konfliktem interesów w PO, ale bez niepotrzebnego radykalizmu, popiera Sikorskiego, ale bez przesady...

To przepis na sukces. Na rządzenie Polską przed kolejne dekady. Nawet ja, zamiast w następnych wyborach głosować albo na bezradny i radykalny PiS, albo na bezradne i radykalne SLD, albo na rzucającą orderami Ewę Milewicz, albo na nieodpuszczającego Wałęsie Andrzeja Nowaka, zagłosowałbym znowu na Tuska, czyli na święty spokój, na polityczną pustkę. Oczywiście ten spokój i pustka są tylko maską, fasadą, za którą odbywa się jednak jakieś rządzenie Polską. Tyle że demokratyczna polityka, republikańskie nieustające zaangażowanie ludu w polityczne emocje, to wartości mocno przereklamowane. Szczególnie dla ludu. I dlatego maska, fasada spokoju i nieobecności, za jaką ukryli się Tusk, Schetyna, Grupiński i cały ich rząd to doskonały pomysł na uprawianie polityki w Polsce. Gdzie nawet lud ma już dość politycznego konfliktu, bo każda głośna, pozornie silna, pozornie republikańska, radykalna polityka i tak, prędzej czy później, okazuje się zaledwie polityką historyczną.

Są w świecie „narody historyczne”, zdolne do uprawiania przez całe stulecia w miarę uporządkowanej polityki, ale naród polski do takich nie należy. Czasem budzimy się na chwilę, pofikamy trochę, urządzimy jakieś nieudane powstanie, założymy jakąś „pierwszą Solidarność”, po czym znów zasypiamy na wieki. Teraz właśnie zapadamy w sen, a Donald Tusk, jako administrator naszych snów, to człowiek zupełnie w porządku. Polakom zwykle trafiali się gorsi.

Czy jednak za fasadą świętego spokoju polskie państwo się wzmacnia, czy rozpada do końca, czy powstaje doktryna i narzędzia polityki polskiej w Unii Europejskiej, czy też europejscy „wielcy” radzą sobie bez nas, czy są budowane autostrady, czy też nasi oligarchowie pieniądze na autostrady tylko przejadają... - tego wszystkiego nie wiemy, ale tego lud i tak nie byłby w stanie sprawdzić. Więc - na przekór internetowym radykałom, co to zapluwają się z wściekłości komentując każdego ideologicznego newsa - polski lud wybrał święty spokój, a wraz z nim, urzeczony ludu odwieczną mądrością, święty spokój wybrałem i ja. Już jesienią 2007 roku dokonałem dwóch podstawowych wyborów - nie politycznych, ale egzystencjalnych, wręcz tożsamościowych - za oszczędzone z redaktorskiej pensji pieniądze kupiłem sobie pierwszego w życiu dwuletniego SUV-a (Hyundai Tuckson, nie przesadnie luksusowy, ale jednak SUV), żeby jeździć nim na wiosenne wycieczki po kraju bezdroży. A następnie, w sposób absolutnie świadomy, „świadomy, że hej”, zagłosowałem w wyborach parlamentarnych na wiedzione pewną ręką Donalda Tuska PO. I może właśnie dlatego wolałbym, żeby Palikot zajmował się mecenatem kultury zamiast blogowaniem, Niesiołowski odkrył nowy gatunek owada, zamiast wygłaszać polityczne mowy, a Gowin nie osiwiał przedwcześnie. Ale to wszystko były wyłącznie marzenia. Trzeba tę zupę jeść, bez względu na to, jak smakuje, bowiem innej zupy, podobnie jak innego końca polityki, nie będzie.
___________________________________________

Reklama

NAJNOWSZE TEKSTY CEZAREGO MICHALSKIEGO:

>>> Dziennikarka „Wyborczej" nadczłowiekiem?
>>> Kłopotek zaprasza do PSL-u Misiaków z PO