O pośle stało się niedawno głośno, gdy policja zdybała go na jeździe w stanie nadzwyczajnym. Poseł miał 0,7 promila, co w Kieleckiem (a złapano go pod Jędrzejowem) jest wynikiem kompromitującym, bo tam pacholęta mają więcej. Policjanci (ich nikt nie badał) też zapewne byli wyrozumiali, ale co formalności, to formalności. I się wydało. Rzecz zwykła – popił człowiek dzień wcześniej, nie zdążyło wyparować, zdarza się. Polska norma. Kto pierwszy jest bez winy, niech sam ciśnie w Łatasa kamieniem.

Reklama

Nadzwyczajne są dopiero wyjaśnienia posła Prawa i Sprawiedliwości. Marek Łatas oznajmił był, że wszystko przez... jabłka. Wziął i zjadł, i procenty wyszły. Dla posła to nic niezwykłego i nad tym chciałbym się pochylić. Nic niezwykłego, bo co? Bo u Łatasów wszyscy tak mają? Bo w Myślenicach każdy po jabłkach nabombany chodzi? A może pan Marek ma tak od dziecka i na tym jego niezwykłość polega?

Myśli poseł nie rozwinął, a przecież to rewelacja na skalę światową – facet musi mieć w organizmie bimbrownię prawdziwą! Zje jabłka – i calvados gotowy. Poczęstować go śliwkami – śliwowicą łącką mu się odbija. Dać mu winogrona – wino gotowe, a jakby dłużej postał na południowym, gliniastym stoku, to może i bordeaux premier cru? Jakby posłodził, to tokaj albo sauternes stwierdzą. Szczególnie uważać musi poseł Łatas przy spożywaniu ziemniaków – na dłuższą metę wątroba może tego nie przetrzymać. Niemniej taki organizm to skarb. Prawdziwy poseł na czasy kryzysu, ba, wznieśmy hasło, że jest to Łatas na miarę naszych czasów!

Trzeba jednak przyznać, że polski parlament obfituje w ludzi obdarzonych w tej dziedzinie zdolnościami nadnaturalnymi. Nie Łatas jeden miał z alkoholem przygody zaiste niezwykłe, że przypomnimy tylko posłankę PO Iwonę Śledzińską-Katarasińską, której promile wykazano, ale prokuratura uznała, że to ziółka były, albo wieloletniego posła SLD Alfreda Owoca, u którego policjanci wyczuli znaczne stężenie płynu do spryskiwacza.

Reklama

Oj tak, tak, niezwykłych mamy posłów. No, to na drugą nogę.