Internauci już chichoczą, że polna droga też jest "przejezdna". Gorzej, że definicji "przejezdności" nie znają potencjalni wykonawcy, którzy zachodzą w głowę, co będą musieli zbudować do maja 2012, a czego nie. Efekt może być taki, że zasypią dyrekcję dróg pytaniami dotyczącymi "przejezdności", wszelkie przetargi się poopóźniają i na Euro nie powstanie nawet produkt autostradopodobny. A kibicom zostanie zamiast A2 w kierunku Warszawy zafundowana przyjemność przedzierania się dotychczasową trasą poznańską bądź gierkówką.
Polska w przypadku dróg i kolei ponosi klęskę za klęską i końca tej serii porażek zupełnie nie widać. Owszem, są z dużym bólem oddawane krótkie odcinki lepszych dróg, są przebudowywane jakieś węzły kolejowe. Ale świat nam ucieka i to w zastraszającym tempie. Przykłady można mnożyć: Hiszpanie w imponujący sposób budują u siebie sieć szybkiej kolei. Za parę lat 90 proc. mieszkańców tego kraju ma mieć najwyżej 100 km do najbliższej stacji supernowoczesnego pociągu. A u nas? Całkowicie zatkane, niebezpieczne drogi i pociągi, których konstrukcja pamięta lata 30. No i oczywiście śmierdzące, brudne dworce, których nawet w najważniejszych miastach nie uda się przebudować na największą imprezę, którą Polska organizuje w swojej historii.
Zastanawia mnie przyczyna tej ogólnej polskiej infrastrukturalnej niemocy, którą wykazywała każda rządząca ekipa niezależnie od swoich barw politycznych. Pieniądze? Fakt, były lata, kiedy ich brakowało w dramatyczny sposób, ale już od dłuższego czasu tak nie jest. Przeszkody prawne, w tym absurdalne wymogi Unii? Ekolodzy? No tak, tyle że inne kraje UE, w tym wspomniana Hiszpania, potrafią sprawnie realizować imponujące projekty. Przyczyny chyba należy szukać gdzie indziej. Otóż w przypadku budowy infrastruktury - przy przedsięwzięciach, przyznajmy, trudnych - do monstrualnych rozmiarów rozrastają się wszelkie wady naszej administracji publicznej, najróżniejszych zresztą szczebli. Jej nieudolność i nieefektywność, ciągłe zmiany kadrowe, które mają być lekiem na całe zło i kompletny brak koordynacji. Co sprawnie załatwi resort infrastruktury, utknie w środowisku i tak dalej...
Czy jest na to jakaś recepta? Wydawałoby się, że nie. Ale kryzys coraz bardziej skutecznie uczy świat nowego rodzaju działań. Chociażby podejmowania szybkich strategicznych decyzji w ciągu kilkudziesięciu godzin przez specjalne sztaby ludzi pozbieranych z różnych instytucji. Decyzji wykraczających poza standardy, nowatorskich, których jedyną granicą jest litera prawa. Może gdyby u nas działała choćby namiastka takich rozwiązań, mielibyśmy pewność, że powstanie przynajmniej autostradopodobna wersja A2 i A4.