MICHAŁ KARNOWSKI: Po 500 dniach rządów Platforma Obywatelska wydaje się odporna na zużywanie władzą. Dlaczego?
GRZEGORZ NAPIERALSKI: Każde kolejne partie rządzące po SLD uczą się na błędach Sojuszu. Otóż my w 2001 roku nie zauważyliśmy, że rozpoczęła się nowa epoka polityki i rządzenia państwem. Pojawiły się dodatkowe tytuły prasowe, TVN 24, szybkie radio, szybki przekaz informacji, boom portali internetowych. Nie byliśmy na to przygotowani. A PO już jest.

Reklama

Wy myśleliście, że będzie jak w 1993 roku? Dwie gazety i dwa programy informacyjne?
Tak. I sądziliśmy, że jak będziemy robić dużo rzeczy, to ludzie to docenią. Nie wiedzieliśmy, że w dzisiejszych czasach trzeba jeszcze umieć o tym opowiedzieć. Platforma wie i jest mistrzem w ukrywaniu wszystkich swoich błędów.

Albo mistrzem w opowiadaniu dobrych historii, takich - to określenie Eryka Mistewicza - do opowiadania sobie w windzie.
Tak, PO potrafi opowiadać dobre historie, potrafi tuszować niekompetencje swoich ministrów. Z drugiej strony wysokie notowania rządzącej partii spowodowane są brakiem czytelnej alternatywy. PiS jest znienawidzony przez część społeczeństwa za szerzenie państwa policyjnego, szerzenie nienawiści. Nie ma też lewicowej alternatywy, bo z wyborów 2007 roku wyszliśmy poobijani. Dlatego narastające zniechęcenie do Platformy nie przekłada się jeszcze na sondaże. Podobnie jak narastające w tej partii konflikty.

Jakie?
Ten balon na naszych oczach pęka. Coraz ostrzejsze kłótnie, coraz częstsze przypadki nadużywania władzy, co bardzo widać w regionach. Oczywiście wszystko na razie umiejętnie skrywane. Także niekompetencja rządzących, zapowiadanie ustaw, których później nikt nie pisze i ich po prostu nie ma. Dziś nie ma rządów, jest tylko gra z wyborcą poprzez media i propagandę.

Reklama

Jaka jest istota tej - jak pan mówi - gry? Co takiego ma Platforma, czego nie mają pozostałe partie? Może polski wyborca już nie chce rozliczać polityków z dorobku?
Wierzę, że do czasu. Za chwilę ktoś powie jak w grze w karty „sprawdzam”. Wyborcy upomną się o setki kilometrów autostrad. Ludzie dostrzegą, że coś jest nie tak, bo coś miało być, a nic się nie dzieje.

A może prawdziwa jest teza, że polski wyborca nie głosuje portfelem, tylko różańcem, a więc szuka raczej światopoglądowego spokoju i poczucia, że nie musi się wstydzić za władzę. Może premier Tusk i PO wiedzą o Polakach to, czego inne partie jeszcze nie zrozumiały? Może dla Polaków pewne sprawy po prostu nie są ważne?
Jak wskutek bezradności rządu ludzie zaczną tracić pracę, to pewne sprawy na powrót staną się ważne. Tym bardziej że w 2007 roku obiecywano im, że będzie się żyło lepiej. Niech pan spróbuje wczuć się sytuację mieszkańca Szczecina, gdzie w Stoczni miały być zamówienia, rozwój. A dziś Stoczni nie ma.

Bo jest kryzys.
Wszystko można tłumaczyć kryzysem? Ale gdy ten mieszkaniec nie będzie miał jak zapłacić za gaz, za prąd, to zapyta, gdzie jest państwo, gdzie jest premier Donald Tusk? Gdy te poszczególne fakty zaczną do ludzi dochodzić i zbiją je w jedno, to wyniknie z tego wniosek, że kłóci się Palikot, premier kłóci się z prezydentem o samolot, premier, zamiast dbać o nas biednych, wymyśla się pusty spór o ustawę kompetencyjną.

Reklama

Stawia pan tezę, że Polacy będą winili za to wszystko rząd i będą oczekiwali od niego pomocy. A może te dwie tezy są nieprawdziwe? Może Polacy nie winią rządu za to, że żyje się gorzej, ale amerykańskiego podatnika, który zadłużył się ponad miarę swoich możliwości? I może nie oczekują od rządu jakiejkolwiek ustawy? Przekonanie, że rząd nam może coś dać, było silne w latach 90. Od tamtej pory ludzie coraz bardziej liczą na siebie – na swoje firmy, na emigrację.To po co w takim razie jest rząd? Żeby się kłócić z prezydentem?

Polityka stwarza ramy do życia, ale nie jest życiem. Podobnie rząd tworzy ramy do pewnych rozwiązań, ale rzadko nam coś daje.
Na spotkaniach w małych miejscowościach rozmawiam z ludźmi. Ci ludzie naprawdę inaczej myślą niż my w Warszawie. Oni czują relacje między rządem o obywatelem i oczekują od rządu pomocy.

Popatrzmy na zdarzenia w Kamieniu Pomorskim – premier był na miejscu, będzie pomoc. Ta ekipa unika wpadek.
To pojedźmy do Chorzowa, gdzie się zawaliła hala. Zapytajmy te rodziny, które straciły wtedy swoich bliskich, co się teraz z nimi dzieje. Wtedy też była pomoc, PR-owsko wszystko wyglądało pięknie. Premier Kaczyński, Lech Kaczyński – wszystko było super. Zapytajmy, czy te obietnice, które tam padły, zostały zrealizowane. Mogę panu powiedzieć, że nie. Bo SLD zafundowało stypendia dla dzieci, które wtedy straciły rodziców. Będąc tam po jakimś czasie i pytając, czy stypendia są, powiedzieli, że wszystko jest OK. Pytaliśmy o tę inną pomoc – nie dotarła. A w Kamieniu Pomorskim Donald Tusk obiecał, że każdemu wybuduje nowe mieszkanie. Zobaczymy.

Leszek Miller miał częste niechciane kryzysy, a Kaczyński wprost uwielbiał kryzys, bo wtedy mógł się wykazać, że działa. A Tusk do tego po prostu nie dopuszcza, szybko wyczuwa, co się dzieje. Ma radar.
To dobre określenie. – Tusk uczy się na błędach poprzedników. On widzi, na czym polega uprawianie nowoczesnej polityki. Pyta de facto pan, czy Tusk będzie spokojnie rządził przez osiem lat? Odpowiadam, że tak by było, gdyby do tego wyczucia dołożył jakąkolwiek treść. Ale tam nie ma nic. Pamięta pan wyborczy jeszcze apel premiera do pielęgniarek, że będą zarabiały tak jak pielęgniarki w Unii Europejskiej, tak samo nauczyciele? Trzeba objechać kilka małych powiatowych szpitali i zapytać ludzi. Pamiętają.

Skąd więc taka przepaść sondażowa? Przecież w tej chwili możemy już zidentyfikować obietnice, które nie zostaną spełnione, a jednocześnie poparcie dla PO jest wysokie.
Bo to jest proces, który trwa. Poza tym musi być alternatywa. Komentatorzy są zafascynowani sondażami, słupkami, ale przypominam, że Donald Tusk miał zostać prezydentem w pierwszej turze. A co się stało? Wygrał Kaczyński. PiS też miał wygrać w 2007 i nic nie wskazywało na porażkę PiS. Nagle okazało się, że ludzie myśleli inaczej. Naprawdę wierzę w Polaków i w to, że oni naprawdę dostrzegają te błędy. Myślę, że środowiska opiniotwórcze też obserwują Tuska i też pytają, gdzie ta nowa polityka. Miała być przecież nowa, postępowa polityka, a okazuje się, że Tusk to konserwatywny polityk, który dużo mówi i nic nie robi. Miały być ulgi dla przedsiębiorców, miał być rozwój dla przedsiębiorców, miała być wszelka pomoc i rozwój małych i średnich firm. Gdzie są te wszystkie rzeczy? Ludzie myśleli, że nie będzie zaściankowej polityki, jakiej próbował Giertych w szkołach. Okazuje się, że minister Hall prawie niczym nie różni się od Giertycha, a czasami jest gorsza.

Gdzie? Kiedy? Jak?
W jej pomysłach edukacyjnych. Gdzie jest wychowanie seksualne, na które liczyli rodzice?

Tego akurat nie było w obietnicach.
Nie, to oczywiście nie zostało literalnie nazwane. Ale Tusk starał się sprawiać wrażenie nowoczesnego polityka.

I każdy do tego dopisywał sobie, co tylko chciał.
Rozmawiałem z młodymi ludźmi, którzy zaufali Donaldowi Tuskowi. Mówią wprost, że głosowali na PO, bo wierzyli, że będzie inaczej, nowocześnie, że będzie tak jak w Unii, gdzie nikt się nie wstydzi rozmawiać o tematach tabu. Dlaczego temat zapłodnienia in vitro jest rozgrywany tylko na linii Kościół - Gowin?

No, jeszcze Palikot wszedł do tej gry.
Niech pan da spokój. Zezwolenie Palikotowi na jego ekscesy tworzy pole, na które kiedyś wejdzie ktoś jeszcze gorszy. To przykład na psucie polityki, a nie na otwartość debaty. Do pewnego momentu uważano, że Jacek Kurski jest najostrzejszym politykiem. A okazało się, że Kurski ze swoimi postulatami jest łagodnym barankiem w porównaniu do Palikota.

Dlaczego lubelskiemu posłowi tyle wolno?
Są jakieś nieznane nam powiązania między Donaldem Tuskiem a Januszem Palikotem, o czym mówią różni politycy. Mówi się, że Palikot finansował książkę premiera i być może są jeszcze inne między nimi powiązania. I to determinuje Tuska, który nie daje zrobić krzywdy Palikotowi. To oznacza, że wystarczy być blisko premiera, by móc robić wszystko. Inna wersja jest taka, że Tusk tak bardzo został urażony i boleśnie dotknięty dziadkiem z Wehrmachtu, że teraz się mści.

Poseł Nitras powiedział mi niedawno, że mają poczucie satysfakcji, bo oni cierpią tak jak my wtedy.
Poseł Nitras to człowiek bezwzględny w ataku i oddaje ciosy, zadając je bardzo celnie. Cała afera narkotykowa blisko Nitrasa, członka zarządu władz PO w Szczecinie, też pokazuje te puzzle. One się wkrótce rozsypią.

I jest pan pewien, że wygra na tym PO? Bo równie dobrze możecie stać się przystawką PO.
Platforma chciałaby z nas zrobić przystawkę i nas skonsumować. I niby razem z nami być siłą. Ale to się jej nie uda. Kolejne wybory wygra SLD. Problemy wewnętrzne mamy już za sobą.

Jedna partia lewicy, jeden lider?
Tak. Jeśli ktoś dziś chce szukać prób rozbicia SLD od wewnątrz i będzie robił coś, co nie jest zgodne ze statutem partii, to niech lepiej odejdzie, bo po co mam go wyrzucać?

*Grzegorz Napieralski, przewodniczący SLD.