Izolowany Łukaszenka znajdzie sobie innego pryncypała. Wyciągnąwszy rękę, możemy też sprawić, że zacznie zachowywać się przyzwoicie. Czysty zysk przy minimalnym ryzyku.

Reklama

Wizyta prezydenta Białorusi w Watykanie jest pierwszym krokiem przed wejściem na europejskie salony. Dostał już on zaproszenie na szczyt UE w Pradzie w początkach maja, gdzie zostanie przyjęte Partnerstwo Wschodnie. Pewnie przyjedzie. Będzie to dobra okazja, by przystąpić do ofensywy. Warto. Z dwóch powodów.

Pierwszy - Łukaszenka jest zaniepokojony wzrostem rosyjskich wpływów na Białorusi. Im więcej Moskwy, tym mniej władzy dla jego ekipy. Nie może jednak odwrócić się od Kremla, bo więzy gospodarcze między obu krajami są zbyt silne. Bez Rosji Białoruś zginie. W tak nieciekawej sytuacji pozostaje mu polityka balansowania. Do tego właśnie potrzebuje Unii Europejskiej i Polski.

Powód drugi - Białoruś jest krajem buforowym, ma więc kapitalne znaczenie dla bezpieczeństwa Polski. Nasze dotychczasowe pomysły na zbliżenie jej do struktur zachodnich nie powiodły się.Rozwiała się nadzieja na kolorową rewolucję w Mińsku. Wspierana przez Polskę opozycja nie zdobyła uznania w narodzie i nie ma szans na objęcie władzy. Słowem, Białorusi nie da się obecnie zdemokratyzować.

Reklama

Pozostaje Łukaszenka. Oplatanie go siecią zobowiązań i zależności daje nadzieję na kontrolowanie baćki. Każdej koncesji, zaproszeniu, każdemu euro płynącemu na Białoruś muszą towarzyszyć gwarancje Mińska. Dla swobodnej działalności Związku Polaków, nietykalności dla działaczy opozycji, poluzowania reżimu dla wolnych mediów. Z czasem wolnych wyborów samorządowych, a potem krajowych. Trwający wiele lat nacisk może się okazać skuteczniejszy od żądań rewolucyjnych zmian. To droga do innej, lepszej Białorusi. Dobra, bo skuteczna.