"A wszystko miało wdzięk i dobry klimat" - przekonuje Piotr Pacewicz w komentarzu do weekendowego Kongresu Kobiet. Wicenaczelny "Gazety Wyborczej" zwykle reaguje na podobne wydarzenia dziarskimi politgramotami, nic w tym nowego. A jednak - używając języka samego Pacewicza - wczytałem się w jego tekst "i mnie zatkało". Co jest bowiem ilustracją owego wdzięku?

Reklama

"Magdalena Środa kpiła ze swego ulubionego posła Jarosława Gowina, który w naszym "Dużym Formacie" opowiadał o "miłości do zamrożonych w azocie embrionów" i że "czuje się ich przybranym ojcem" - snuje opowieść gość Kongresu, Pacewicz. Naprawdę to takie zabawne?

Śmiech jest w polityce w pełni uprawniony. Jedni będą obśmiewać uczestniczki Kongresu, które chcą gwarantować kobietom pozycję parytetami, więc tak naprawdę naganiać je na listy wyborcze i do różnych ciał politycznych nie bacząc na jakość, co zwykle najambitniejsze panie z pogardą odrzucały. Pani minister Kudrycka tak się zapędziła, że chce rozdzielać na podstawie płciowych kwot godność naukowca, więc chyba pisać za kobiety prace doktorskie i habilitacyjne. Zabawne? Można sobie z tego zakpić. Inni z kolei, w tym uczestniczki tych obrad, będą szydzić z oponentów tego typu pomysłów jako dinozaurów nie dostrzegających europejskich trendów. I to też jest uprawnione.
Ale gdy w grę wchodzą najpoważniejsze dylematy, pytanie o granice ludzkiego życia, śmiech z cudzych poglądów, cudzej wrażliwości naprawdę nie przystoi. Obojętne czy bierze się ona z religii, czy świeckiej etyki. Nie uchodzi się naśmiewać, nawet jeśli postawy naszego antagonisty nie rozumiemy ani w ząb. Problem zabiegów in vitro, dla mnie samego nie prosty, może budzić emocje, oburzenie, chęć przekonania przeciwnika. Ale na miły Bóg, nie rżenie.
Ktoś, kto się przy okazji takiego sporu śmieje z innych, wystawia sobie złe świadectwo, jest takie przysłowie o cudzym śmiechu, którego nie będę cytował, bo nie lubię obrażać innych. Każdy się jednak domyśli, jakie.