O składzie rady nadzorczej decydowały najważniejsze osoby w obu partiach. Już na pewno zaś odbywało się to za wiedzą i przyzwoleniem władz PiS – czyli Jarosława Kaczyńskiego.

Reklama

Cała operacja została całkiem sprytnie przygotowana i kompletnie zaskoczyła ministra skarbu Aleksandra Grada. To ironia losu, bo jego obecna sytuacja jest winą Platformy Obywatelskiej, która nie potrafiła przeforsować ustawy medialnej i w ostatniej chwili oszukała Sojusz Lewicy Demokratycznej. W tej chwili zaś, po decyzji rady nadzorczej TVP, to Platforma Obywatelska została wyprowadzona w pole.

>>> Gursztyn: TVP według PO – mniej misji, więcej szmiry

To nie Platformie jednak w tym momencie współczuję – ale dziennikarzom, którzy pracują w telewizji publicznej, bo mają teraz dwóch szefów naraz i mętlik w głowie. W dodatku ten mętlik może zostać jeszcze spotęgowany. Bo przecież nie wiemy, jak w tej sytuacji zachowa się teraz odwołany Piotr Farfał. Może nie wpuści Sławomira Siwka do gabinetu. A może na jego drzwiach zawiesi – tak jak niegdyś prezes Urbański – żółtą kartkę z napisem „nie wchodzić”.

Reklama

>>> TVP – dzika walka o koryto

W całej tej sytuacji niepokojące jest jeszcze jedno. To, że KRRiT, która przez wiele miesięcy nie potrafiła wybrać brakujących członków rady nadzorczej TVP, ni stąd, ni zowąd nagle postanowiła to zrobić w ostatniej chwili, jest doprawdy zadziwiające. Takie postępowanie rady nadzorczej i KRRiT na pewno nie wystawia TVP dobrego świadectwa jako firmie. KRRiT jakoś nie protestowała przeciwko temu, co się działo w czasie kampanii do europarlamentu, kiedy to 99 proc. antenowego czasu wyborczego w TVP zajmowała Libertas. Wtedy jakoś zniknęła z powierzchni ziemi. Członkowie tego ciała zarabiają bardzo dużo pieniędzy i nic nie robią.

Sposób, w jaki dokonywane jest przejęcie władzy w TVP, jest naprawdę zatrważający i żenujący. Zarazem to skandal, że Piotr Farfał przy pomocy ochroniarzy chciał wyrzucać członków rady nadzorczej z posiedzenia. Ale to typowe dla ludzi tego pokroju – próba użycia przez niego siły wcale mnie nie dziwi.
Dziwią mnie natomiast komentarze niektórych dziennikarzy o treści: w piątek o godzinie 10.15 skończyły się w TVP rządy neonazisty. To wszystko zakrawa na kpinę. Wcześniej przecież jakoś tak dziwnie się działo, że obecność Farfała w TVP odpowiadała i Bronisławowi Wildsteinowi, i Sławomirowi Siwkowi – bo obaj dość długo z nim pracowali.
Nie zauważyłam też, żeby przeszłość Farfała stanowiła jakiś szczególny problem dla Andrzeja Urbańskiego. Dziś zaś nagle okazuje się, że to były rządy neonazisty. Bądźmy szczerzy – ktoś, kto chciał pracować pod takim rządami, to pracował. Dziennikarze „deptani przez neonazistę” mogli zawsze opuścić telewizję. Ci zaś, którzy go teraz najgłośniej krytykują, bo zostali wyrzuceni, stawiają się w śmiesznej sytuacji.

Widać było, że akcja przewrotu i rewolty w TVP była przygotowana z góry, ponieważ nie został odwieszony Andrzej Urbański, a tylko Siwek i Czabański. Ciekawe, kto jest reżyserem rewolucji na Woronicza?