Zastanawiam się, komu zależy na likwidacji, marginalizacji, deprecjonowaniu mediów publicznych? Kto wbił do głowy ważnym politykom wiodącej partii i niektórym publicystom, że społeczeństwo polskie w przeciwieństwie do brytyjskiego, francuskiego, skandynawskiego, niemieckiego i innych poradzi sobie bez mediów, których głównym celem nie jest szybkie zarabianie szmalu, ale wszechstronna informacja, edukacja, wyjaśnianie złożoności tego świata, przedstawianie konsekwencji różnych wyborów, produkcja programów dla dzieci, filmów dokumentalnych, programów kultury wyższej i wartościowej rozrywki, propagowanie tychże, aktualizowanie historii i tradycji narodowej, tradycji europejskiej, pobudzanie inicjatyw społecznych, obywatelskich itd., itp.

Reklama

>>> Piotr Gursztyn: TVP według PO – mniej misji, więcej szmiry

Twierdzenie, że wszystkie te zadania wypełniają media komercyjne z TVN 24 na czele, świadczy bądź o naiwności, bądź o złej woli i niezrozumieniu, na czym polega społeczna edukacja i sposób funkcjonowania mediów we współczesnym świecie.
Kto wmówił części polityków i niektórym publicystom, że kultura to zbędny luksus, kwiatek do kożucha, że Polska obejdzie się bez niej, że wystarczą telenowele, tańce z gwiazdami, amerykańskie filmy klasy B z lektorem, muppet show z Nelly Rokitą, Kurskim, Palikotem czy Cymańskim (ulubieni goście TVN 24) i transmisje sportowe. Kto im wmówił, że ludzie kultury, w tym kilkaset wybitnych osób, które podpisały list otwarty w sprawie mediów publicznych, to banda darmozjadów, harpaśnych lobbystów, którzy w nosie mają dobro społeczne, chodzi im bowiem wyłącznie o własne kabzy i posady, i wakacje na Majorce.

>>> Monika Olejnik: Kaczyński musiał wiedzieć o przewrocie w TVP

Piszę te oczywiste oczywistości, ponieważ śledząc aktualną debatę wokół dogorywających za sprawą polityków mediów publicznych, ze smutkiem i niesmakiem przeczytałam wywiad z panią poseł Śledzińską-Katarasińską, która jako przewodnicząca komisji kultury w Sejmie jest odpowiedzialna za tworzenie kolejnych wersji żałośnie nieudanych ustaw medialnych. Widać z tego wywiadu, że Platforma zabetonowała się w uporze, że idzie w zaparte, że jej politycy nie chcą się dać przekonać i gotowi są stąpać po gruzach, byle tylko osiągnąć szczytny cel: zniszczyć w Polsce możliwości istnienia silnych mediów publicznych. Czy powodem tej determinacji jest brak wrażliwości na społeczne skutki zaniedbań w sferze kultury i edukacji, czy doktrynalny liberalizm rynkowy, czy jeszcze coś innego, skutek jest jeden: pani poseł otwarcie przyznaje, że los, rozwój, siła mediów publicznych jej kompletnie nie obchodzą, a czyni to w tak aroganckiej i pełnej pogardy formie, że przypominają mi się odlegle czasy komuny.

Reklama

Co mówi pani poseł? Abonamentu nie przywrócimy – choć widać gołym okiem, że zapowiedź jego likwidacji była przedwczesna i że nie ma pomysłu na inne finansowanie misji – bo to była nasza obietnica wyborcza (jakby inne obietnice wyborcze Platforma spełniała!), ekspertów słuchamy tylko wtedy, kiedy mają takie samo zdanie jak my, mamy prawo robić, co chcemy, bo mamy władzę. A ci, co mają zdanie przeciwne, mówią o kulturze narodowej i lobbują za publicznymi mediami, mają w tym swój mały interesik.
Dostaje się więc intelektualistom, twórcom, dziennikarzom, nauczycielom, którzy głośno wołają, by te media zmienić, zreformować, przeorganizować, ulepszyć, odchudzić, naprawić zarządzanie nimi i zasady ich funkcjonowania, uniezależnić je od polityków, ale nie niszczyć, nie likwidować! Nie przyszło pani poseł do głowy, że nam wszystkim może chodzić o coś więcej niż o własne kariery i honoraria? Że może nam chodzić o widzów, o ludzi, o nasze dzieci i wnuki? O rozwój narodowego IQ? O forum publiczne do wymiany wartości i poglądów?

A już zupełnie horrendalne w wywiadzie pani poseł było wyzywanie zwracających uwagę na fakt, że nowa ustawa nie tylko nie likwiduje upolitycznienia mediów, ale przeciwnie, jeszcze to zagrożenie pogłębia, od chamów i kłamców. Jakby nie udowodnił tego upolitycznienia przed kilku dniami premier Tusk, jednym ruchem odbierając mediom publicznym jakiekolwiek gwarancje stałego finansowania! Pokazał jak na dłoni, na czym ma polegać finansowanie mediów publicznych według nowej recepty polityków: koniunkturalny interes partyjny czy polityczny może je błyskawicznie zakneblować, jeśli taka będzie potrzeba czy wola rządzących. Kto więc jest tu łgarzem, pani poseł, i kto ściemnia?

Reklama

Trudno bez emocji mówić o logice, jaką wobec mediów uprawiają kolejne ekipy rządzące wolnej Polski: najpierw skorumpujemy je, obsadzimy w nich naszych ludzi, niekompetentnych i serwilistycznych. Potem, kiedy kolejna władza wyrzuci naszych politruków i nasadzi swoich, będziemy ubolewać, że media są źle zarządzane i nie wypełniają swej społecznej misji. A jak niby miałyby ją wypełniać, skoro na życzenie kolejnych ekip na ich czele stoją najczęściej ludzie mający słabe pojęcie o zarządzaniu, radiu, telewizji, kulturze, ludzie bez wiedzy, odwagi, wizji, za to kompletnie pozbawieni skrupułów, by tym dobrem publicznym manipulować, łupić i wykorzystywać dla politycznych celów swych mocodawców?

Oburzamy się więc, że na tych politruków, których żeśmy sami na te stołki wsadzili lub na nich tolerowali, na ich odprawy i odprawy ich kumpli idą miliony, i wołamy w oburzeniu, że abonament jest haraczem i parapodatkiem i że po co nam takie media, jak gdyby to nie my sami, to znaczy politycy, posłowie i senatorowie kolejnych kadencji, byli odpowiedzialni za ich degrengoladę.

I zamiast opracować i uchwalić ustawę, która te aberracje raz na zawsze uniemożliwi, która odpolityczni media, wprowadzi prawdziwą kontrolę społeczną, ustali kryteria misyjności, zamiast wprowadzić sprawne mechanizmy zarządzania wspólnym dobrem Polaków, robi się wszystko, by to dobro najpierw zdekapitalizować, zdezorganizować, a potem całkiem zniszczyć, używając przy tym najbardziej populistycznych i demagogicznych opozycji: kultura wyższa albo głodne dzieci, edukacja na europejskim poziomie albo upadek szpitali.

A może by tak inaczej, pani poseł? A może jednak jest tak, że wyższa kultura, nauka, edukacja, czytelnictwo mogą grać ważną rolę w zwalczaniu głodu, wykluczenia, analfabetyzmu i pomóc nam lepiej radzić sobie również z kryzysami służby zdrowia? Może jednak media publiczne z prawdziwego zdarzenia są potrzebne Polakom również po to, by nauczyli się oceniać krętactwa i demagogię polityków?
Może zamiast puszyć się, że ma się władzę i można z nią zrobić, co się żywnie spodoba, lepiej by było przypomnieć sobie, że ma się przede wszystkim odpowiedzialność?