Powołania do ratowania ludzkiego życia. Trzeba ewakuować szpitale, w których personel z dumą słania się z głodu przed kamerami. Kolorytu tym obrazkom dodaje widok niektórych protestantów, którym - o ile nie są spuchnięci z głodu - głodówka dobrze musi robić na zadyszkę i zdolność wchodzenia po schodach.
Największemu szpitalowi w Warszawie grozi likwidacja, za to pielęgniarki koczujące przed kancelarią premiera mierzą chętnym w czynie społecznym ciśnienie. Protest eskaluje - lekarze odmawiają wpisywania na receptach numerów PESEL, bez których chory nie będzie mógł wykupić lekarstw. Jesteśmy w domu wariatów.
Dziś do głodówki przyłączają się anestezjolodzy. Ale równocześnie każdy, kto się przepił, może złapać za telefon i wezwać za 400 złotych anestezjologa, żeby go odtruł. Gdybym pił bardziej regularnie (zdrowie jednak nie pozwala), mógłbym sam jeden zapewnić jakiemuś anestezjologowi drugą, a nawet trzecią pensję. Ale to jest rynek, a w koszyku profesora Religi nie ma, zdaje się, kuracji na kaca. Szczęśliwie dla anestezjologów, bo ja bym pił codziennie, a oni mimo to głodowaliby z większym przekonaniem.
Toczy się, takie są przynajmniej egzegezy protestów w służbie zdrowia, walka między złem i dobrem. Rząd uosabia zło, personel medyczny - dobro. W imię dobra zawsze warto kogoś poświęcić, w tym wypadku po prostu ludzi chorych. A ponieważ chorzy są równocześnie podatnikami i płatnikami składek zdrowotnych, to jak zwykle, mimo górnolotnych deklaracji, jest to konflikt grupowy. Lekarze i pielęgniarki kontra cała reszta.
Oficjalnie protesty, strajki i głodówki adresowane są do rządu. Ale chyba do rządu Osóbki-Morawskiego i wszystkich następnych. Cały system ochrony zdrowia przetrwał do dziś tak, jak był wykoncypowany za czasów Bieruta. I nikt nigdy nie dokonał w nim istotnych zmian. Gdyby teraz włożyć w ten system nie 10 czy 20 miliardów, ale cały budżet, to być może udałoby się polepszyć sytuację materialną personelu medycznego, ale nic by to nie dało z punktu widzenia pacjentów. Zwiększyłoby tylko jego marnotrawstwo do kosmicznych rozmiarów. Trzeba całkowicie zmienić system ochrony zdrowia, a tego nie da się dokonać w dwa tygodnie, choćby nawet wszyscy anestezjolodzy się zagłodzili.