E-mail to podstawa także dla mojego ojca naukowca, który ma 70 lat i jako pierwszy w rodzinie docenił zalety elektronicznej poczty. Z całym światem dyskutuje dzięki niej o zasadach termodynamiki i cały czas jest na bieżąco.

Moja córka natomiast tej fascynacji z pewnością nie przeżywa. Dla niej i jej pokolenia e-mail to zupełna oczywistość. Coś trochę nudnego, może potrzebnego w pracy, ale na pewno nieprzydającego się do atrakcyjnych kontaktów towarzyskich. Córka ma co prawda w komputerze założoną pocztę, ale bardzo rzadko z niej korzysta. Nie potrzebuje jej - tak jak jej koledzy.

To, że e-mail przestał być tak atrakcyjny jak niegdyś, wynika z tempa obecnego świata. Ludzie chcą cały czas być "online", cały czas na bieżąco nie tylko w sprawach politycznych, ale i prywatnych. Taką możliwość dają im tylko SMS-y albo Gadu-Gadu, z którego ja sama nawet nie umiem korzystać, a moja córka i owszem. Na Gadu-Gadu nie trzeba pisać długich listów i czekać na odpowiedź, która nie wiadomo kiedy nadejdzie. Teraz wystarczy kilka kliknięć i już się jest w nieprzerwanym, stałym kontakcie ze znajomymi. Zresztą uzależnienie od takiej formy kontaktów nie dotyczy tylko dzieci.

Mam znajomych trzydziestolatków, czterdziestolatków uzależnionych od komórek i SMS-ów. Cały czas muszą być online, jakby w ten sposób potwierdzali swoją wartość i swoje istnienie. Dla mnie to jakieś niezrozumiałe skrzywienie osobowości. Sama jestem przywiązana do komórki, ale traktuję ją jako przydatny do życia przedmiot, a nie dowód istnienia. Gadu-Gadu jest zaś dla mnie kompletnie bezosobowe, zubażające język, a tym samym uczucia i odczucia.

Córka pokazała mi kiedyś, jak to działa, ale machnęłam na to ręką. Wolę zadzwonić i porozmawiać albo nawet podjechać na pół godziny do przyjaciółki, żeby z nią poplotkować przy kawie, a nie siedzieć przed komputerem. Ale jak widać - jestem już przedstawicielką pokolenia przestarzałego e-maila...

Rozumiem, że dla rówieśników mojej córki, niezwykle zajętych szkołą i dodatkowymi zajęciami, ślęczenie przed komputerem jest surogatem przyjaźni. Tylko czy taka przyjaźń przetrwa długie lata? Moich przyjaciół z Krakowa znam od liceum, spotykamy się do tej pory, a mailujemy tylko po to, by przesłać sobie informacje. Na przykład o wakacyjnych ofertach w internecie.

Boję się, czy młodzi ludzie izolujący się w zamkniętym świecie, istniejącym tylko w sieci, będą w stanie nawiązywać trwałe związki. Rozumiem, że można wymieniać uwagi i szukać w cyberprzestrzeni ludzi o podobnych zainteresowaniach, ale to nie może zastępować prawdziwych znajomych. Moją córkę namawiam do spotkań, a nawet pogaduszek przez telefon. Nie zabraniam jej gadania na Gadu-Gadu - w końcu wszystko jest dla ludzi - ale zachęcam do spotkań na podwórku.