Nie wiem, na ile uznanie premiera dla pani minister przełoży się na finansowe wsparcie jej projektów, wiem natomiast, że projekty te są bardzo dobre. I bardzo kobietom potrzebne. A przykładem jest obecna kampania wspierania przedsiębiorczości kobiet (finansowana w 80 proc. ze środków unijnych!).

Reklama

Minister Kluzik-Rostkowska wie - jak większość z nas, kobiet - że mamy te same prawa co mężczyźni, ale nie mamy tych samych szans i możliwości. I to trzeba zmienić. Kobietom trudniej jest być niezależnymi, trudniej zdobyć pracę, a gdy ją mają - zarabiają mniej niż mężczyźni, rzadko pełnią funkcje kierownicze, choć są lepiej od nich wykształcone. Polki z trudem przejmują wysoko płatne role zawodowe związane z przemysłem informacyjnym, i to nie dlatego, że nie mogą, ale dlatego, że - zgodnie ze stereotypem - sądzą, że się do nich nie nadają. Podobnie jest z biznesem i polityką.

Z racji historycznych (powstania, zabory, komunizm) i społecznych (bezrobocie, alkoholizm mężczyzn) kobiety w Polsce były zawsze zaradne. Teraz ta zaradność powinna przekształcić się w przedsiębiorczość. A na przeszkodzie stoją nie przepisy, lecz mentalność. Chodzi więc nie tyle o zmianę prawa, lecz stereotypów. Od przedszkola po studia, w szkole i w domu oraz w Kościele dziewczynkom mówi się, że mają być ciche, posłuszne i że ich rolą jest "bycie żoną" i wychowanie dzieci. Nic więc dziwnego, że mimo równych praw i dobrego wykształcenia boją się samodzielności, rywalizacji oraz inicjatywy. Bo nie tak zostały wychowane. A zakrojona na szeroką skalę i dobrze przemyślana kampania Kluzik-Rostkowskiej ma to - w pewnym chociaż stopniu - zmienić.

Można powiedzieć, że chodzi tu o wzmocnienie kobiet, o pokazanie im pewnych dróg ku niezależności, a nie o zmiany prawne. Zresztą apel o nie jest równie słuszny - ale tym powinny zająć się inne ministerstwa. Może gdyby w Centrum Adama Smitha, które tak krytykuje kampanię, było więcej kobiet, to przedsiębiorcom w Polsce żyłoby się lepiej? Może kobiety byłyby bardziej skuteczne w walce o liberalizację przepisów?

Reklama

Niezależność ekonomiczna kobiet może mieć również dobry wpływ na demografię. Tylko poseł Piłka wierzy jeszcze, że jak się kobiety pozamyka w domach, to będą rodzić dzieci. Zrobią to, gdy będą wiedziały, że wychowają je niezależnie od chwiejnej i nieskutecznej - jak dotąd - pomocy państwa i niezależnie od zaufania do swoich mężów, że do końca życia będą je utrzymywać. Liczenie na pomoc państwa, polityków i mężów w kwestii wychowania dzieci musi być - tak mówi doświadczenie i statystyki - ograniczone. Lepiej liczyć na siebie.

Rola kobiet w naszym społeczeństwie podlega przemianom. I to nieuchronnym. Kobiety mają aspiracje, ale nie mają jeszcze odwagi ani narzędzi, by je wcielić w życie. Pozostawanie w domu, jak pragną tego piewcy "tradycyjnej roli kobiecej" nie ma sensu. Raz, że nie daje pewności materialnej, dwa - egzystencjalnej (kobieta po wychowaniu dzieci pozostaje "z pustką"), trzy - mama, której życie sprowadza się do robienia konfitur i prania skarpetek ma niewielki autorytet u dzieci żyjących w nowoczesnym świecie. Cztery - w domu, dzięki niemal pełnej automatyzacji, nie ma już tak dużo pracy jak sądzą ci, którzy domem się nie zajmują (pralka włączona, dzieci siedzą przed internetem, a mamy oglądają z nudów polskie seriale o tradycyjnej rodzinie). Przedsiębiorczość kobiet przyda się im samym, przyda się dzieciom (mama biznesmen to autorytet!) przyda się samemu biznesowi (różnorodność!) i wreszcie państwu.

Szkoda wielka, że partia przedsiębiorców i rzekomych liberałów PO tego zupełnie nie rozumie. Nie rozumiał też tego dawny SLD, który nigdy nie był przeciw emancypacji kobiet, ale zawsze miał ważniejsze sprawy na głowie! A minister Kluzik-Rostkowska w tym, co robi, nie jest w żaden sposób polityczną emanacją PiS, tylko zdrowego rozsądku, kompetencji i wrażliwości.