Nie ma żadnego znaczenia, że sam Napoleon określał Talleyranda mianem gówna w jedwabnych pończochach, w czym była spora doza prawdy. Zbrodnie są w polityce, tak nas uczy praktyka i najnowsza historia Polski, wybaczalne, błędy - nigdy.
Po zatrzymaniu byłego ministra Kaczmarka padły ze strony opozycji słowa o ciężarze kamieni młyńskich. Śmierć demokracji, bolszewizm, Bereza Kartuska, zamach stanu. Przewodniczący SLD Wojciech Olejniczak mówił o scenie jak ze stanu wojennego.
To wszystko oczywiście gruba przesada. Próba utrzymania społeczeństwa w stanie histerii. Zatrzymanie Kaczmarka i dwóch pozostałych podejrzanych, nawet przy uwzględnieniu ich pozycji społecznej, to jeszcze nie zbrodnia. Ale to już błąd.
Nie mam dostatecznej wiedzy na temat powodów tej akcji zatrzymań. Nie mają jej także czołowi politycy opozycji rozpętujący polityczną nagonkę na rząd. Ale mogą ją robić, i tu tkwi źródło błędu, bo jedyne, co wiemy na pewno, to - delikatnie mówiąc - niskie kwalifikacje moralne byłego prokuratora krajowego i byłego ministra spraw wewnętrznych.
Jest to wystarczający powód do uczucia obrzydzenia, ale nie wystarczający do zatrzymania. Opinia publiczna, ta jej większa część niezaangażowana politycznie po stronie partii opozycyjnych, spostrzegała to na tyle wyraźnie, aby nie darzyć Kaczmarka sympatią ani nie udzielać mu kredytu zaufania.
Teraz to może się odwrócić, przy propagandowym ostrzale artyleryjskim Janusz Kaczmarek będzie więźniem politycznym, więźniem sumienia kreowanym na bohatera narodowego i wcale bym się nie zdziwił, gdyby w jego obronę zaangażowały się międzynarodowe instancje i instytucje, z Amnesty International na czele.
Dla powagi państwa, dla poczucia praworządności i zwykłej przyzwoitości mam nadzieję, że dowody przestępstw Kaczmarka zostaną szybko zaprezentowane publicznie i będą niewątpliwe, i niepodważalne. Jeśli nie, grozi nam katastrofa moralna. Żadna kolejna ekipa rządząca nie będzie już próbowała naprawiać państwa, z wyrachowania albo z lęku, że zakończy się to podobną jak dziś rozróbą.
Trzeba też pamiętać, że to nie Polacy wybrali w wyborach powszechnych Janusza Kaczmarka ministrem, ani nie mianowali go w plebiscycie prokuratorem krajowym. Na kierownictwo PiS spada przede wszystkim odpowiedzialność za jego wzlot. Na ocenę, czy ponosi ono taką odpowiedzialność za jego upadek, jak to twierdzi i narzuca opinii publicznej opozycja, musimy jednak poczekać. Dobrze byłoby czekać - byle nie za długo - we względnym spokoju.