Przyznacie państwo, że byłoby to rozwiązanie kompromisowe i zgodne z zasadą "dla każdego coś miłego". Prezydent wraz z małżonką przyjmowaliby dyplomatów i tak dalej zupełnie nieniepokojeni. Postawilibyśmy im nawet ten pałac blisko lotniska, aby zmniejszyć w Warszawie korki.
Nowa inwestycja publiczna byłaby zarazem wspaniałym znakiem aktywnej polityki gospodarczej rządu, któremu liberalizm już się przejadł. Środki na budowę będą pochodziły ze zwiększonego VAT (ulica nazwie go pałacowym). Wkroczymy w lepszą Polskę, odważnie maszerując. Nową siedzibę prezydenta odpowiednio pomalujemy i nazwiemy "Zielona Wyspa". Jest też oczywiste, kogo ulokować w dawnym pałacu. Kupców z byłych KDT.