Sama wizyta Baracka Obamy w Polsce nie jest jeszcze znacząca, ważne będą konkrety - uważa politolog i amerykanista dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas z międzynarodowej Uczelni Vistula w Warszawie. Jego zdaniem efektem wizyty prezydenta USA mogłyby być np. rozwiązanie problemu wiz czy porozumienie o współpracy naukowo-technicznej.

Reklama

Amerykański prezydent będzie przebywał w Polsce w dniach 27-28 maja. Weźmie m.in. udział w szczycie przywódców Europy Środkowo-Wschodniej. W ramach podróży do Europy w dniach 23-28 maja Barack Obama odwiedza też Irlandię, Wielką Brytanię i Francję. "Sama wizyta w Polsce nie jest jeszcze znacząca, zwłaszcza że to będzie wizyta z powodu szczytu przywódców Europy Środkowo-Wschodniej, który akurat odbywa się w Warszawie" - powiedział PAP Kostrzewa-Zorbas.

Jego zdaniem o tym, "czy nastąpi odbudowanie, a może nawet wzmocnienie stosunków amerykańsko-polskich, będzie świadczył nie sam fakt wizyty, lecz konkretne osiągnięcia". "Jeżeli nic konkretnego nie wyniknie z wizyty Obamy w Warszawie, to będzie oznaczało, że stosunki amerykańsko-polskie, polsko-amerykańskie są słabe" - ocenił. Według amerykanisty dobrze byłoby, gdyby wizyta doprowadziła do rozwiązania co najmniej jednego zaległego problemu i pójścia naprzód w co najmniej jednej innej dziedzinie. Jak dodał, nie wie, czy tak się stanie, ponieważ "zapowiedzi są bardzo mało konkretne, ogólnikowe".

Według Kostrzewy-Zorbasa wizyta Obamy mogłaby na przykład przynieść rozwiązanie problemu wiz dla Polaków. "To od wielu lat problem dokuczliwy i niezrozumiały, a bardzo łatwy do rozwiązania, jeżeli Obama okaże taką rzeczywistą wolę. Prawdopodobnie nie mógłby ogłosić jeszcze zniesienia wiz, ale mógłby ogłosić konkretne kroki zmierzające do ich zniesienia w krótkim czasie" - powiedział amerykanista.

Reklama

Jego zdaniem, w ten sposób amerykański prezydent wypełniłby swoją obietnicę z ubiegłorocznego spotkania w Waszyngtonie z prezydentem Komorowskim. Obama powiedział wówczas, że wizy dla Polaków będą zniesione do końca jego kadencji. Kostrzewa-Zorbas zastrzegł jednocześnie, że sprawa wiz nie powinna być głównym tematem wizyty, bo "byłby to wizerunek bardzo ubogi stosunków polsko-amerykańskich".

Jak podkreślił, potrzebny jest także "prawdziwie nowy krok naprzód". "Takim śmiałym, prawdziwie nowym krokiem naprzód byłby ambitny program współpracy naukowo-technicznej" - powiedział. Jak tłumaczył, chodzi o współpracę w dziedzinie edukacji, zwłaszcza wyższej, badań naukowych i rozwoju, wdrażania odkryć naukowych oraz technologii do produkcji, do gospodarki. Tłumaczył, że we wszystkich tych dziedzinach Stany Zjednoczone mają wielkie sukcesy, "stoją na światowym poziomie, a Polska niestety nie".

Dlatego - dodał - Polska mogłaby skorzystać z rozwoju takiej współpracy, której dziś - w jego ocenie - "praktycznie nie ma". "Są jakieś pojedyncze inicjatywy" - zaznaczył. Amerykanista wyliczał, że USA mają "wielokrotnie bardziej intensywną" współpracę z licznymi krajami świata, m.in. Zachodniej Europy czy Bliskiego Wschodu. Jak mówił, Polska "powinna starać się dołączyć do tej elitarnej grupy". "O tym niestety nikt nie mówi" - dodał.

Reklama

"Ani Polska, ani USA nie podały tego na liście tematów. (...) Źle świadczy to o obu krajach, w tym o Polsce, która zaniedbuje to, co naprawdę ważne - czyli budowanie wiedzy i kapitału ludzkiego. Od tego przede wszystkim zależy rozwój gospodarki i rozwój cywilizacyjny" - argumentował. Jego zdaniem po stronie amerykańskiej "pomijanie zupełnie tej dziedziny świadczy o stosunku do Polski jako dostarczyciela prostej siły roboczej i żołnierzy na wojnę".

Jak mówił, osiągnięciem wizyty mógłby być "teoretycznie" także program współpracy wojskowej, ale w tym wypadku - zauważył - "wiadomo, co Amerykanie Polsce proponują". "Jest to okresowe stacjonowanie, właściwie wizyty amerykańskich samolotów F-16 i Herculesów w polskich bazach lotnictwa wojskowego. I gdy ta oferta jest już na tyle konkretna, to nie ma powodu, by podczas wizyty oczekiwać więcej" - stwierdził.



"A to byłoby bardzo mało, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że byłoby zamiast udostępnienia Polsce Patriotów, czyli zamiast realnego wzmocnienia polskiej obrony powietrznej" - zaznaczył. Kostrzewa-Zorbas stwierdził także, że obecność w Polsce "pododdziału złożonego z techników - to mało, bo nie ma on charakteru bojowego".

Pytany w jakim kontekście - jego zdaniem - podczas wizyty powinien zostać poruszony temat gazu łupkowego, odparł, że wartościowe byłoby polsko-amerykańskie porozumienie o wspólnym wspomaganiu przez oba państwa doskonalenia technologii wydobywania gazu łupkowego. "Technologii czystych, bezpiecznych dla ludzi i dla przyrody. A jednocześnie opłacalnych ekonomicznie. Spełniających wszystkie te warunki na raz" - zaznaczył.

Kostrzewa-Zorbas zwrócił uwagę, że takie porozumienie byłoby jednocześnie odpowiedzią na pojawiającą się krytykę obecnych technologii wydobywania gazu łupkowego. "Ta krytyka nie jest wyssana z palca, nie są to kłamstwa jakiejś światowej konspiracji. W samych Stanach Zjednoczonych są mocne obawy przed obecnie znanymi technologiami" - zaznaczył.

Dlatego - jak mówił - korzystna byłaby "ucieczka do przodu", czyli doskonalenie technologii lub wręcz opracowywanie całkiem nowych, "wolnych od wad i zarzutów, że szkodzą nie tylko przyrodzie, ale też ludziom". "Bo to jest najgroźniejszy argument przeciwko gazowi łupkowemu, że jego wydobycie szkodzi ludziom, powodując chemiczne skażenia wód czy szkody górnicze" - dodał.

Kostrzewa-Zorbas odniósł się także do informacji amerykańskiej Agencji ds. Energii (EIA). W kwietniu ogłosiła ona, że Polska ma 5,3 bln m sześć. możliwego do eksploatacji gazu łupkowego, czyli najwięcej ze wszystkich państw europejskich, w których przeprowadzono badania (raport EIA dotyczył 32 krajów). "Jeżeli by się to potwierdziło, to Polska może być świetnym miejscem do intensywnych prac nad rozwojem technologii" - zaznaczył amerykanista.