Obserwuję bezradność kolegów, którzy rozmawiając z różnymi ekspertami, próbują ustalić, dlaczego złotówka znowu poleciała na łeb, na ryja, albo co takiego dzieje się na giełdzie, że wszystko jest czerwone. Przecież oficjalnie mamy wzrost gospodarczy, wyniki firm się poprawiają, a nasz problem z długiem czy deficytem ma się nijak do kłopotów, które trapią Hiszpanów czy Włochów.
Mam wrażenie, że eksperci, z którymi rozmawiamy, także nie potrafią wyjaśnić przyczyn skoków naszej waluty i akcji. Termin wytrych „awersja do ryzyka” niczego nie tłumaczy. W końcu jak wyjaśnić czytelnikom, że to my jesteśmy ryzykowni, a nie strefa euro?
Czasem pojawia się wyjaśnienie, że większe wahania to skutek większej płynności polskiego rynku. Jeszcze parę lat temu różni mądrzy ludzie mówili, że im większa płynność rynku, tym mniejsze wahania, bo inwestorzy nie doliczają premii za ryzyko niewyjścia na czas z jakiejś waluty czy akcji. I o ile od tamtego czasu polski rynek – i giełdowy, i walutowy – zrobił się bardziej płynny, to ze stabilnością jest jakoś inaczej.
Kiedyś wydawało się, że o bezpieczeństwo rynku długu dbały agencje ratingowe. Ich oceny decydowały o być albo nie być danego kraju. Teraz okazuje się, że redukcja oceny ratingowej nikogo właściwie nie obchodzi, jeśli ocenianym są USA. Najwięcej stracił szef agencji, która Stanom Zjednoczonym rating obcięła. Z kolei gdy jedna z tychże agencji kichnie, że istnieje ryzyko obniżki ocen kredytowych polskich banków, na naszej giełdzie zapalają się czerwone lampki. Czy prawidła gospodarki rynkowej dotyczą wszystkich z wyłączeniem USA? No i Japonii, która ma dług publiczny dwukrotnie większy od PKB, straty po trzęsieniu ziemi, a jej waluta nadal jest zaliczana do bezpiecznych przystani.
Bezpiecznymi przystaniami są także rynki surowcowe i tam lokują się kolejne setki miliardów przepływające przez świat. I pewnie dlatego cena ropy utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie. Przecież kiedyś uważano, że w razie spowolnienia gospodarki światowej popyt na energię i paliwa musi spaść, a w ślad za nimi ceny. Tymczasem gospodarka na świecie rozwija się coraz wolniej, a ropa jest droższa niż w 2007 roku, kiedy o kryzysie mówili jedynie wyśmiewani prorocy.
A przecież do tej pory tylko w fizyce kwantowej było tak, że coś jest i go nie ma jednocześnie. Że kot w pudełku może być i żywy, i martwy zarazem, dopóki się pudełka nie otworzy. Tak więc albo gospodarka światowa stała się tak złożona i skomplikowana, że nie każdy jest w stanie ją zrozumieć, albo nie otworzyliśmy jeszcze nawet pudełka, w którym jest kot, czyli zasady działania ekonomii. Albo – kto wie – może szukamy w niewłaściwym pudełku.