Demonstracje w wielu miastach Polski, na Śląsku strajk - wszystko po to by zmusić rząd, do wycofania się ze zmian dotyczących rozliczania czasu pracy. Związkowcy domagają się też między innymi wydłużenia czasu obowiązywania ustawy o emeryturach pomostowych i podniesienia płacy minimalnej.



Reklama

Według Jeremiego Mordasewicza z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, utrzymanie systemu emerytur pomostowych bardzo zaszkodziłoby polskiej gospodarce i samym pracownikom. - Przywileje emerytalne pochłaniają rocznie blisko 30 miliardów złotych - zaznaczył rozmówca Informacyjnej Agencji Radiowej. Dodał, że to, co może zrobić rząd, to ograniczyć te przywileje, a pieniądze zostawić w przedsiębiorstwach, by mogły zwiększać inwestycje.

Gdyby przedsiębiorstwa za mało inwestowały, można byłoby z tych pieniędzy finansować inwestycje publiczne. Zawsze przy inwestycjach tworzone są miejsca pracy, podczas gdy finansowanie przywilejów emerytalnych zwiększa bieżącą konsumpcję, ale miejsc pracy od tego nie przyrasta - zaznaczył Jeremi Mordasewicz.



Niezrozumiałe jest także dla ekonomisty żądanie wycofania się z uelastycznienia czasu pracy. Chodzi przecież o to, by przy wahaniach zamówień przedsiębiorcy nie musieli płacić przestojowego, kiedy nie mają zleceń, a potem nie musieli wypłacać dodatków za godziny nadliczbowe w momencie, kiedy pojawiają się zamówienia - wyjaśnia Mordaseiwcz. Według rozmówcy IAR, jeśli rząd wydłuży okres rozliczeniowy i wprowadzi regulacje pozwalające elastycznie organizować czas pracy, to będzie można zatrudniać więcej osób.



Tymczasem związkowcy ostrzegają, że jeśli rząd nie przystanie na ich żądania, to we wrześniu sparaliżują kraj. Gdyby władze zgodziły się na związkowe postulaty, oznaczałoby to katastrofę dla budżetu państwa i obróciło się przeciwko pracownikom - uważa Jeremi Mordasewicz.