Z USA nadchodzą już newsy, że młodzi ludzie porzucają Facebooka np. dla Snapchata, a w Polsce wśród nastolatków hitem jest Ask.fm, a nie NK czy FB. Nastolatki w chwili, gdy dostają na FB zaproszenie do znajomych od rodziców, wiedzą jedno – konto tutaj to obciach! Ów wielki i bardzo popularny klub, w którym spotykają się ludzie w różnym wieku i różnych poglądów, ma prawo się znudzić każdemu, młodym a nawet i starszym. Znam takich internautów, którzy zlikwidowali konto na fejsie i jakoś żyją. Spotykają się ze znajomymi i nie mają syndromu odstawienia.
Od kilku lat programiści i zarządzający serwisem obecnym na amerykańskiej giełdzie głowią się nad mechanizmami pokazywania wpisów w głównym streamie, tzw. tablicy użytkownika. Kiedyś przeciętny wpis widoczny był przez 8 minut, dziś pewnie jeszcze krócej. No chyba, że płacisz za dotarcie do grupy docelowej, kupując posty sponsorowane. Każda firma, która opiera swoje istnienie w sieci jedynie na obecności na Facebooku, musi coraz głębiej sięgać do portfela.
Infrastruktura i mechanizmy serwisu dla ponad 1,2 mld internautów słono kosztują. Za dotarcie płaci jednak nie użytkownik, a obecne tam firmy. Facebook informuje nas przecież: „rejestracja - to było i zawsze będzie darmowe“. W ten sposób idzie ścieżką Google - daje coś za darmo, przyzwyczaja a potem nagle, za ten sam efekt, oczekuje pieniędzy. A zdobywa je, wymuszając na użytkownikach konkretne zachowania lub podawanie danych.
To o dane toczy się gra. Bo nie ma darmowych lunchów. Dlatego w serwisie bardzo często się coś zmienia, pojawiają się nowe funkcje. Bo Facebook jest serwisem social media a nie narzędziem niezbędnym do poruszaniu się po sieci tak, jak Google. Jest bramką w kontaktach z innymi internautami. Tylko tyle i aż tyle. I dlatego ma poważny problem, choć raportuje miliardowe przychody z reklamy.
Gdy Facebook za 1 mld dolarów kupił Instragram (aplikacja na smartfony dająca m.in. możliwość oglądania "selfie" celebrytów) wydawało się, że Mark Zuckerberg i jego świta znaleźli patent na dalszy rozwój serwisu. Bo głównym zmartwieniem FB jest jednak rynek smartfonów i zarabianie na reklamach w wersji mobile.
Kiedy przestaniemy „kochać“ Facebooka? Gdy zbytnio zaingeruje w naszą prywatność. Ostatnio znów aktualizował aplikację na smartfony. Dlaczego żąda podania mojego numeru telefonu, bym mógł korzystać z Messengera na smartfonie? Skąd mam wiedzieć, że za kilka miesięcy, na podstawie kolejnej aktualizacji, nie zaczną do mnie dzwonić firmy z ofertami, albo obcy ludzie?
Gdy idę do klubu, pubu, czy restauracji, jego właściciel nie żąda przy wejściu mojego numeru telefonu. Gdy tam wchodzę, nie ogłaszam numeru publicznie, ani nie noszę tabliczki z moimi danymi, by inni wiedzieli, jak się ze mną skontaktować. Wybieram znajomych oraz czas, kiedy poznajemy się bliżej, wymieniając wizytówki. Facebook coraz częściej wie lepiej ode mnie, co jest mi to niezbędne do życia.
Drogi Facebooku, nie idź tą drogą! Pamiętamy, że to jest też biznes, że musisz zarabiać, ale nie naruszaj sfery prywatności swoich użytkowników.
Bo szybko zmienimy lokal na inny.