Po tej kampanii prezydenckiej można mówić o fenomenie antysystemowców?
Myślę, że tak. Wiele grup społecznych jest wściekłych na polityków. I panicznie poszukują apolitycznej alternatywy. Trochę przypomina to sytuację z antyglobalistami. Nie mieliśmy co prawda kryzysu na miarę greckiego czy hiszpańskiego, ale i tak bardzo wiele osób jest niezadowolonych np. z systemu ochrony zdrowia, wymiaru sprawiedliwości czy ze swoich pracodawców. Radykalnie niezadowolony chociażby z jednego aspektu życia społecznego jest każdy Polak. Jeśli uzbiera się więcej aspektów tego niezadowolenia, to wtedy tworzy się grupa poparcia dla takich antysystemowców.
Ciągle narzekamy na władze, odgrażamy się, że przestaniemy na nie głosować, a jednak od 2007 r., mimo licznych afer i niepopularnych decyzji typu podwyższenie wieku emerytalnego czy reforma OFE, mamy ten sam rząd. Jak to jest, że przy takim potencjale antysystemowym rządzą - nazwijmy to umownie - nudziarze?
Polacy nie mają rewolucyjnego usposobienia. Jednym z powodów jest awersja do ryzyka. Nawet jeśli ktoś jest niezadowolony z pewnych aspektów swego życia, to nie jest to dla niego dostateczny powód, by burzyć całość i czekać na coś, co nie wiadomo, jak będzie wyglądać. Ani Kukiz, ani Korwin-Mikke nie zaproponowali programu pozytywnego. Oni tylko mówią, że zmniejszą lub zniosą podatki. Pytanie tylko, co w zamian. To są programy burzycielskie, które nie zachęcają większości Polaków do pójścia tą drogą. Ja mogę być niezadowolony z systemu ochrony zdrowia, ale nie wiem, co by mnie czekało, gdyby został całkowicie sprywatyzowany.
Reklama
Albo gdybym stracił szansę na otrzymanie emerytury, choćby lichej. Sama frustracja nie wystarczy, by wynieść na piedestał osoby kontestujące porządek polityczny w kraju. Ale trzeba przyznać, że siła antysystemowców jest dziś większa niż pięć czy dziesięć lat temu. Rośnie fundamentalistyczny radykalizm w młodym pokoleniu Polaków. Módlmy się, by oni jak najszybciej wyemigrowali, dzięki czemu ochronimy porządek. Albo zmieńmy reguły gry i przyznajmy im rację.
Specyfika naszego systemu partyjnego sprzyja radykałom?
Celem nr 1 prawicy jest obalenie Komorowskiego. Panuje zasada wszystkie ręce na pokład. Dlatego w tych środowiskach Kukiza czy Korwin-Mikkego traktuje się jako postacie, które niepotrzebnie dywersyfikują elektorat. Można odnieść wrażenie, że nasza scena polityczna jest zamurowana i dwudzielna. Z jednej strony mamy ideologię konserwatywną i skrajnie konserwatywną, z drugiej - ideologię otwarcia. Ale prawda jest taka, że wewnątrz każdego z tych ugrupowań toczą się spory. W PiS trwa walka między zwolennikami Macierewicza a tymi, którzy na czas wyborów woleliby schować jego i temat zamachu smoleńskiego do szafy. W Platformie trwa rywalizacja o schedę po Donaldzie Tusku. W Polsce każdy walczy z każdym. To, że pojawił się Kukiz odbierający głosy Dudzie, nie jest żadnym novum. To bardzo polskie myślenie.
Hitem sieci jest Grzegorz Braun rozprawiający się z etosem „Gwiezdnych wojen”, Korwin-Mikke gwarantuje show na każdym spotkaniu z mediami, a Kukiz używa sformułowań typu banda okrągłego stolca.
A nie ma w internecie memów na temat Bronisława Komorowskiego czy Andrzeja Dudy? W odniesieniu do każdego z kandydatów mamy do czynienia z kabaretem internetowym, każdego dało się na czymś przyłapać i mieć z tego ubaw. Kandydaci z końca stawki są oszczędzani, bo są mało rozpoznawalni. A ci najpopularniejsi często zapracowali na swój marny los, jak np. Janusz Palikot.
Co w takim razie powinni zrobić antysystemowcy, by stać się realną konkurencją polityczną dla partyjnych kandydatów i alternatywą, której wyborcy nie będą się bać lub nie będą się z niej śmiać?
Gdyby spełnili warunek, zgodnie z którym przestaniemy się ich bać, to zaprzeczyliby temu, co sami oferują. Bo oni oferują zburzenie tego porządku. Dlatego trzeba się ich bać, jeśli będą naprawdę blisko realnej władzy. Moim zdaniem, nawet jeśli rosną w siłę, nigdy nie zbliżą się do tej prawdziwej władzy choćby na odległość Stana Tymińskiego. Moim zdaniem nie powtórzą już tego fenomenu.