Za eksplozją mogą stać nawet ludzie powiązani z rządzącą partią, którzy kalkulują, że takie zamieszanie opłaci się przed zaplanowanymi na 1 listopada przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi - zaznacza ekspert. Według Zasztowta, w Turcji mówi się o tym, że Partia Sprawiedliwości i Rozwoju skrycie dąży do destabilizacji i eskalacji konfliktu z Kurdami, by pokazać społeczeństwu, że bez jej samodzielnych rządów nie będzie w tym kraju spokoju.
Sprawdzenia wymaga oczywiście też wątek kurdyjski - podkreśla Konrad Zasztowt. Za zamach jego zdaniem mogą być odpowiedzialni na przykład radykalni działacze Partii Pracujących Kurdystanu, niekoniecznie pozostający pod kontrolą kierownictwa ugrupowania.
Zasztowt zaznaczył, że wśród podejrzanych jest również Państwo Islamskie, choć - jak przypomniał - zamachy islamistów w Turcji zdarzają się od wielu lat. Nie ulega jednak wątpliwości, że w ostatnim czasie nasiliły się i dlatego śledczy powinni rozpatrywać również ten trop.
Według ostatnich doniesień, w eksplozji zginęło co najmniej 30 osób, a ponad 120 zostało rannych.
Do wybuchu doszło w pobliżu stacji kolejowej, gdzie miał się rozpocząć pokojowy marsz protestacyjny przeciwko polityce władz wobec kurdyjskich rebeliantów na południowym wschodzie Turcji.