MACIEJ MIŁOSZ: Zamachy w Paryżu zmieniły podejście Zachodu do Państwa Islamskiego. Załóżmy, że dochodzi do ofensywy lądowej przeciwko ISIS. Kto powinien ją prowadzić, jacy żołnierze walczyć?
GEN. WALDEMAR SKRZYPCZAK: Żeby takie działanie miało sens, musiałaby to być duża strategiczna operacja na całym teatrze działań, jakim jest Bliski Wschód. Pierwsza faza powinna polegać na blokadzie na czterech płaszczyznach. Na lądzie, morzu, w powietrzu i, co bardzo ważne, również w cyberprzestrzeni. Trzeba zablokować i kontrolować wszystko, co tylko się da. Na przykład przepływ ludzi, m.in. przez granicę z Turcją. To dotyczyłoby również wszelkich portów – tu kontrole muszą być szczególnie uważne. Islamiści nie powinni być w stanie uzupełniać zapasów broni, amunicji i żywności. Oczywiście to, że niektóre kraje regionu kupują ropę od ISIS, musi się skończyć, to działanie wzmacnia terrorystów. Taka blokada przez zimę powinna nadwyrężyć ich siły.
Co potem?
Już teraz powinno się rozpocząć przygotowanie do operacji wojskowej, którą należałoby zacząć wiosną. Koalicję powinny tworzyć wojska państw Sojuszu Północnoatlantyckiego oraz tych państw Unii Europejskiej, które nie są w NATO. Ale najbardziej istotny jest w niej udział państw z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, Egiptu, Turcji i przede wszystkim Arabii Saudyjskiej oraz innych państw Zatoki Perskiej. To one w dużej mierze wspierały ISIS.
Czy my powinniśmy się włączyć w wojnę z ISIS?
Oczywiście, jesteśmy członkiem NATO. Powinno powstać dowództwo koalicyjne. Ono na podstawie deklaracji poszczególnych państw o możliwym udostępnieniu sił i zasobów podzieliłoby, w jakim zakresie armie różnych krajów będą partycypować w operacji. My mamy dobre wojska chemiczne – to tam się może przydać, ponieważ co jakiś czas pojawiają się doniesienia o używaniu tego typu broni. Po Iraku i Afganistanie mamy też duże doświadczenie w wojskach inżynieryjnych, które zajmują się m.in. takimi działaniami, jak rozminowanie, minowanie czy fortyfikowanie. Mamy doskonałe wsparcie medyczne, w Iraku mieliśmy jeden z lepszych szpitali polowych.
Generał Roman Polko stwierdził, że powinniśmy tam wysłać wizytówkę polskiej armii, czyli wojska specjalne.
Ale po co? Tam będzie regularna linia frontu, ciężkie wojska, artyleria, czołgi, które będą rozbijać umocnienia, dom po domu. Faludża i Samara w Iraku pokazały, że wojska specjalne nic tam nie zdziałają. Tam obronę rebeliantów robiły ciężkie dywizje pancerne. Nawet lekkie transportery puszczone w pierwszym rzucie natarcia koalicji musiały się wycofać. W ciągu paru godzin Amerykanie stracili 60 żołnierzy. Rebelianci mają granatniki. Tam trzeba przygotować operację połączoną z lądu, powietrza i morza, atak ze wszystkich stron. Niezbędne jest bardzo silne wsparcie artylerii, to nie będzie walka bezpośrednia, ale zdobywanie gruzów. Wojska specjalne można tam wpuścić później, gdy trzeba będzie łapać ukrywających się przywódców. W tej roli będą znakomici.
Zakładając, że w ISIS są dawni przyboczni Saddama Husajna, to czy da się z nimi dogadać?
Fanatycy religijni będą się bili aż do śmierci. Ale ze strachu i braku alternatywy do ISIS wstąpiło wielu byłych żołnierzy i dowódców irackiej armii. Jeśli przyjdą wojska koalicji, to duża część z nich ucieknie. Gdy im się zagwarantuje bezpieczeństwo i możliwość spokojnego życia, dogadają się. To też są rozsądni ludzie, którzy jakoś chcą żyć. W odpowiednim dla siebie czasie na pewno z intratnych propozycji skorzystają.
Kiedyś mówiło się, że w tym regionie mamy silny wywiad. Jak to wygląda obecnie?
Teraz nie mamy tam nic. Nawet ambasady. Ale to nie jest nam potrzebne. My nie mamy dowodzić w tej koalicji, mamy być uczestnikiem. Ci, którzy będą dowodzić, mają swoje układy.
Co zrobić, by nie utknąć tam na lata jak w Iraku czy Afganistanie?
Nie może być sentymentów. ISIS trzeba rozbić do końca. Wytrzebić. Wybić do nogi i dać miejscowym ludziom szansę na powrót do normalnego życia, przede wszystkim szybko odbudować państwo. Ludność cywilna, która tam żyje, jest sterroryzowana. Oni mają dość. ISIS nie ma przyszłości i oni to widzą. Cywile chętnie powitają wojska koalicji. Ale podstawą jest to, by regionalne mocarstwa – Turcja, Iran i Arabia Saudyjska – przestały na tym obszarze tak mocno ingerować i podsycać animozje między szyitami i sunnitami. Bez tego trwałego pokoju nie będzie.