Zwraca przy tym uwagę na „dość egzotyczną” z perspektywy ostatnich kilku miesięcy i będącą obecnie w ofensywie koalicję turecko-rosyjsko-irańską, która jednak - z perspektywy Turcji - ma najprawdopodobniej charakter doraźny.
Ekspert zaznaczył, że głównym celem Ankary, przynajmniej na obecnym etapie działań, jest minimalizacja zagrożenia ze strony Kurdów syryjskich, a docelowo ich neutralizacja i likwidacja ich autonomii w północnej Syrii. To oni bowiem są egzystencjalnym zagrożeniem dla Ankary. A obok tego jest stałe zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego - wskazał Chudziak.
Wyjaśnił, że choć turecka ofensywa lądowa w pierwszej kolejności jest wymierzona w tzw. Państwo Islamskie, zajmujące miasto Dżarabulus (pretekstem do niej był niedawny zamach w tureckim mieście Gaziantep, o który bojownicy IS są podejrzewani), w dalszej perspektywie chodzi przede wszystkim o to, by uniemożliwić Kurdom połączenie zajmowanych przez nich terytoriów, czyli rozbitych kantonów: Kobane i Dżazira na wschodzie i Afrin - na zachodzie.
Kurdowie, którzy ostatnio odbili Manbidż, który znajduje się mniej więcej pomiędzy tymi kantonami, dążyli do ich połączenia - przypomniał analityk OSW. Turcy z kolei od dawna uznawali taki rozwój wypadków za casus belli - podkreślił.
To właśnie m.in. po to, aby spróbować odzyskać wpływy w północnej Syrii, Turcja zawiązała pewien taktyczny sojusz z Rosją. W efekcie na zajmowanym przez tureckie wojsko terytorium ma zostać utworzony tzw. korytarz humanitarny, a w praktyce - strefa bezpieczeństwa, której powstanie Turcja od dawna postulowała.
Chudziak wyjaśnił też, że Turcja zwróciła się w kierunku Rosji m.in. w kontekście irytującego dla niej (w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi i NATO) amerykańskiego wsparcia dla syryjskich Kurdów, będących pierwszą linią frontu z IS.
Obecna operacja odbywa się więc wprawdzie z pomocą amerykańskiego lotnictwa – z perspektywy Stanów Zjednoczonych jest bowiem obliczona na osłabienie i likwidację Państwa Islamskiego - jednak w dalszej perspektywie nie jest jednak wykluczone, a właściwie jest bardzo prawdopodobne, że jeżeli zniknie zagrożenie ze strony IS, Amerykanie wstrzymają swoje poparcie dla syryjskich Kurdów - uważa ekspert.
W jego opinii Stany Zjednoczone spośród wszystkich uczestników konfliktu w Syrii są najbardziej zachowawcze, wycofane. Waszyngtonowi chodzi bowiem wyłącznie o likwidację Państwa Islamskiego. „Niemniej, jeśliby sojusz turecko-rosyjski, a być może także turecko-irański, nadal by się rozwijał, wówczas prowadziłoby to do eskalacji napięć na linii Ankara-Waszyngton i szerzej: Ankara-NATO” - zasygnalizował Chudziak.
W kontekście wewnętrznym operacja wojskowa w Syrii może mieć - zdaniem eksperta -wymiar integrujący. W ostatnim roku można było bowiem obserwować pewien sojusz rządu Tayyipa Erdogana i armii wymierzony przede wszystkim w Kurdów: w wymiarze wewnętrznym w Partię Pracujących Kurdystanu, a w zewnętrznym - w jej syryjską ekspozyturę, czyli Partię Unii Demokratycznej, która sprawuje faktyczne rządu w Rożawie (syryjski Kurdystan – PAP).
Z perspektywy wojska również potencjalnie niepodległa czy nawet autonomiczna Rożawa stanowi zagrożenie dla Turcji – dla jej integralności terytorialnej, a przez to, że jest rządzona przez środowisko związane blisko z Partią Pracujących Kurdystanu, stanowi też swoiste polityczne laboratorium. Więc tu jest konsensus władz tureckich i armii - zaznaczył analityk OSW.
Byłbym jednak bardzo ostrożny z próbą prognozowania, w jaki sposób obecna sytuacja czy obecne działania na terenie Syrii przełożą się na wewnętrzne stosunki w Turcji, ponieważ to się rozwija nieco odrębnym torem, sprawa jest bardziej skomplikowana - wskazał Chudziak.
Po puczu doszło do czystek na ogromną skalę; dwukrotnie w ciągu miesiąca, co nie miało wcześniej miejsca, odbyło się posiedzenie Najwyższej Rady Wojskowej, która jakby przypieczętowała te czystki. Poprzednio mianowano nowych generałów, a ostatnio, wczoraj zwolniono ze służby ponad 500 pułkowników. W tym sensie w Turcji odbywa się wielkie sprzątanie - zaznaczył ekspert.
Natomiast panuje tam ogólnonarodowy konsensus, że potencjalnie niepodległa, a w tej chwili de facto autonomiczna Rożawa, rządzona przez syryjską ekspozyturę PKK, jest śmiertelnym zagrożeniem dla integralności terytorialnej w Turcji. To pozostaje w mocy, mimo że sytuacja wewnętrzna po puczu jest bardzo napięta - podkreślił.
Pytany czy operacja wojskowa w Syrii może sprzyjać Erdoganowi w ew. zwiększaniu stopnia autorytarności jego rządów, analityk OSW zgodził się, nazywając ją - w tym kontekście - rodzajem ucieczki do przodu. Jego zdaniem raczej nie ma wątpliwości, że zostanie ona wykorzystana propagandowo na arenie wewnętrznej - w kontekście neutralizowania faktycznego (wobec zamachów bombowych) zagrożenia ze strony Kurdów i IS.
Można się spodziewać, że jest bardzo duże społeczne zrozumienie dla tych działań i w wymiarze politycznym Erdogan tylko na tym zyska. Robi to dlatego, że jest pretekst - doszło do kolejnego krwawego zamachu i przynajmniej biorąc pod uwagę społeczne poparcie, jakie Erdogan ma po nieudanym puczu, jest na fali; koniunktura jest po jego stronie - zaznaczył Chudziak.
Co nie zmienia faktu, że Turcja w rozgrywce syryjskiej jest tym słabszym – zaangażowała się dlatego, że zmieniły się uwarunkowania: zmieniła się postawa Rosji, która nie chce być tylko zakładnikiem Iranu w Syrii, a chce zaprezentować się na Bliskim Wschodzie nie jako państwo, które wspiera szyicki Iran i szyicki reżim Assada plus Hezbollah, który też jest szyicki, ale również działa w sojuszu z wielkim sunnickim krajem, jakim jest Turcja. Tu z racji tego, że najsilniejsza w tej rozgrywce okazała się Rosja, Turcja zawierając z nią taktyczny sojusz, przystąpiła do konkretnych działań - wyjaśnił analityk OSW.