"Pod wpływem emocji, które nastąpiły po katastrofie, porównując to wydarzenie do Katynia, napisałam następujące zdanie: 'Tym razem nikt nie podejrzewa, że był to wynik spisku'. Jako uzasadnienie przytoczyłam to, że tragedia ta początkowo zbliżała ludzi do siebie" - przyznaje Anne Applebaum. Ale dodaje jednocześnie, że jej optymizm był przedwczesny, bo Jarosław Kaczyński wkrótce zmienił zdanie, przechodząc od przekonania, że rozbicie się samolotu było skutkiem wypadku, do teorii spiskowej.
"Być może nie mógł się pogodzić z tym, że jego ukochany brat bliźniak zginął przypadkowo, w bezsensownej katastrofie. Być może żal go oszołomił. Być może czuł się winny - brał udział w zaplanowaniu tej podróży" - zastanawia się publicystka na łamach "Gazety Wyborczej" i stawia tezę według której prezes PiS mógł dostrzec, że teoria spiskowa może pomóc mu zdobyć władzę. Wbrew nagraniu z kokpitu samolotu, które można usłyszeć w internecie i "boleśnie oczywistym" wnioskom na temat przyczyn katastrofy, zgodnie z pracami podkomisji Antoniego Macierewicza, złożonej z "grupy fanatyków i 'ekspertów' - w tym etonomuzykologa, emerytowanego pilota, psychologa i innych ludzi niemających żadnej wiedzy o katastrofach lotniczych" - wylicza Anne Applebaum.
Jak dodaje, stworzono nawet "sfałszowaną wersję rzeczywistości w postaci filmu" i zaznacza, że pokazana w "Smoleńsku" Antoniego Krauzego wizja wybuchu na pokładzie samolotu jest tak niewiarygodna, że w kinie "niektórzy widzowie głośno się śmieją".
"Gdybyście mnie zapytali pięć lat temu, czy nawet rok temu, powiedziałabym wam, że czymś niewyobrażalnym jest przekształcenie spiskowej teorii smoleńskiej w ideologię państwową. A jednak tak się stało" - podkreśla publicystka, zwracając się w podsumowaniu artykułu do czytelników.