Nacjonalizujemy, tfu - udomowiamy banki, i wcale nie płacimy dużo zagranicznemu kapitałowi. Wspieramy górnictwo, i wcale nie płacimy drogo za prąd. Opodatkowujemy banki, i wcale nie kończy się to przenoszeniem kosztów na klientów. Kupujemy tylko polski sprzęt wojskowy, i wcale nie mamy opóźnień. Obniżamy wiek emerytalny, i wcale nie odbije się to na rynku pracy. Wprowadzamy podatek jednolity i handlowy, i wcale nie mamy opóźnień. Inwestujemy na potęgę, i wcale nie wzrasta niepewność. Złoty wcale się nie osłabia, a nawet jeżeli jednak się osłabia, to pomaga to eksportowi.
Wiem, wyzłośliwiam się - nie było tak źle, sporo gospodarczych sukcesów ta ekipa na swoim koncie ma i sporo jej pomysłów może się sprawdzić. Przy wszystkich wewnętrznych sprzecznościach rządowych planów, istnieje szansa na ich realizację i pchnięcie rozwoju Polski na nowe tory. Tylko jedno mocno mnie w tym wszystkim uwiera - nadużywanie wielkich słów.
Dlaczego pracujemy? Dlaczego zakładamy firmy? Dlaczego kupujemy obligacje? Dlaczego zakładamy lokaty? Owszem, jest wiele różnych powodów - realizacja pasji, chęć tworzenia, działanie na rzecz dobra wspólnego. Ale góruje nad nimi jeden, podstawowy, zasadniczy - pieniądze.
Przestańmy więc do każdej aktywności gospodarczej dodawać przymiotnik "narodowy" albo "patriotyczny".
"Zyskowny" wystarczy.