Dobra zmiana w gospodarce. Rewolucyjne nowe podejście do polityki gospodarczej. Słyszę te polityczne hasła i wydaje mi się, że kryje się za nimi fałsz – mam wrażenie, że tak naprawdę mamy do czynienia z kolejnym etapem ewolucyjnych zmian w polskiej polityce gospodarczej, a obecna ekipa jest w dużym stopniu kontynuacją pomysłów i trendów, które występowały już wcześniej. A jak Pan sądzi?

Reklama

Bez wątpienia polska transformacja jest dużym sukcesem – łatwo to udowodnić dowolnym raportem Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju i wszelkimi ogólnie dostępnymi wskaźnikami rozwoju gospodarczego i społecznego. Polska zbliżyła się do wysokorozwiniętych państw Zachodu, choć oczywiście to „doganianie” ciągle trwa. Na różnych etapach cel główny i instrumenty polityki gospodarczej są oczywiście modyfikowane zgodnie z politycznymi preferencjami poszczególnych rządów. Pracując w EBOiR odwiedziłem wszystkie kraje Europy Środkowej i Wschodniej co najmniej dwukrotnie i widziałem, że strategie i narzędzia transformacyjne były różne w zależności od poziomu rozwoju danego państwa. Fundamenty jednak były wszędzie takie same – społeczna gospodarka rynkowa, demokracja parlamentarna i rządy prawa. Różnie to ewoluowało w różnych krajach, ale uważam, że największe sukcesy osiągnęły te kraje, które trzymały się tych filarów i standardów, jakie z nich wynikają. Czyli na przykład, wszyscy dziś wiedzą, że trzeba pilnować zdrowego sektora finansowego i sprawnych instytucji. Trzeba pamiętać, że edukacja jest podstawą długoterminowego rozwoju i dbać o jej poziom. Należy wspierać rozwój małych i średnich firm w ramach demokratyzacji życia gospodarczego i nie pozwalać na narastanie nierówności społecznych. Do tego dochodzi przejrzystość działania władzy, przestrzeganie reguł państwa prawa i poszanowanie swobód obywatelskich. Wszystkie czynniki, które wymieniłem nie są żadną nową teorią. Po 27 latach widać je w wielu międzynarodowych badaniach. Możemy mówić, że to taki swoisty „elementarz” dla państwa przechodzącego transformację. Bez tych reguł nie można mówić o gospodarce rynkowej.

Jak ten proces wyglądał w Polsce?

Reklama

Proporcjonalnie do rozwoju kraju następował coraz wyższy poziom przetworzenia dóbr i usług, które dają większą wartość dodaną. Cały czas się tego uczymy właśnie dzięki stworzeniu odpowiednich ram ogólnych i instytucji opartych o fundamentalne zasady obowiązujące w krajach wysokorozwiniętych. Pierwsza dekada transformacji to właśnie budowanie instytucji i pierwszych przewag konkurencyjnych odradzającej się gospodarki.

Zaczynaliśmy od niskokwalifikowanej pracy u zachodnich inwestorów – np. w przemyśle lekkim. Od prostego szycia doszliśmy do odwrócenia modelu, własnych projektów itd. Dziś tego typu firmy z polskim kapitałem właściwie nie szyją, tylko same zlecają tę pracę komuś innemu. Podobnie w przemyśle meblarskim. Kiedyś wycinano kawałek lasu, z desek robiono palety i sprzedawano je za granicę. Teraz robimy meble nieodstające w żaden sposób od światowych standardów i jesteśmy w tym sektorze potęgą eksportową. Podobnie jest z funkcjonowaniem sądów gospodarczych – w ciągu 25 lat nastąpił tu gigantyczny postęp. Dziś, kiedy nasza transformacja jest już na zaawansowanym etapie, dylemat i dyskusja często dotyczy tego, czy bardziej konieczne są wielkie reformy, czy codzienne zarządzanie zmianą. Nie jestem zwolennikiem wielkich reform, gdyż często ich założenia i szczytne cele rozmijają się ze skutkami. Dlatego wiele z nich jest z czasem odwracanych i nie pozostaje po nich zbyt dużo. Trwałe okazują się być te fundamenty, które przytoczyłem na początku. Powinniśmy korzystać z ogólnie przyjętych na świecie rozwiązań. Nie ma sensu na nowo wymyślać koła. Ono już jest, wystarczy tylko je dostosować do naszej specyfiki kulturowej i możliwości kapitałowych. No i wprowadzać nowe rozwiązania stopniowo, dając gospodarce i ludziom możliwość dostosowania, a rządzącym weryfikację skuteczności.

>>>WIĘCEJ NA FORSAL.PL>>>