Zofia Romaszewska pytana o te konsultacje stwierdziła, że Andrzej Duda podjął suwerenną decyzję w tej sprawie. - Nie pytał mnie, co robić. Sądzę, że sam wiedział - wyjaśniła w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Oceniła również relacje między prezydentem a rządem - jej zdaniem powinny się one zmienić. - On (prezydent) jako osoba - myślę, że był szanowany (przez rząd), jest przecież interesującym człowiekiem. Ale jego urząd - nie. Można powiedzieć, że nawet uznano ten urząd za nieistniejący - zwróciła uwagę Romaszewska. Podkreśliła, że urząd prezydenta wymaga szacunku nie ze względu na kompetencje, ale na mandat, jaki trzeba uzyskać, by go pełnić.
Była opozycjonistka broniła również Jarosława Kaczyńskiego, na którego spadła fala krytyki po jego sejmowym wystąpieniu, w którym polityków PO określił mianem "mord zdradzieckich" i "kanalii".
- To było tyle lat chowane... I coś się nagle stało. Coś spowodowało ten wybuch emocji. Jak można człowieka do takiego stopnia zdenerwowania doprowadzić? I tak podziwiam wytrzymałość Jarosława Kaczyńskiego. To, co powiedział, trzeb rozumieć po ludzku - stwierdziła.
Romaszewska odniosła się również do ulicznych protestów, w czasie których tysiące ludzi domagało się od prezydenta zawetowania ustaw zmieniających sądownictwo. W jej ocenie Andrzej Duda ten głos słyszał, ale nie okazał się on decydujący. - (Prezydent) jest osobą wykształconą, doktorem prawa. I najważniejszy argument, by nie podpisywać, z tego właśnie wynikał. Potem byłoby mu trudno spojrzeć w lustro - dodała. Stwierdziła również, że gdy widziała na Krakowskim Przedmieściu ludzi w wieku 20-25 lat, wykrzykujących "Solidarność!", myślała, że gdyby ona teraz miała 20 lat, byś może też by tam z nimi była.