W ostatnich miesiącach decyzja o tym, czy będziemy mieć elektrownię
atomową, zależała od tego, jaki mamy dzień tygodnia albo dla kogo akurat
wypowiadają się przedstawiciele Ministerstwa Energii.
Z biomasy odpadowej z polskiego rolnictwa oraz bioodpadów z przetwórstwa można spokojnie osiągnąć 3-4 GW mocy elektrycznej w biogazowniach, co wykazują szacunki Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Gdyby te biogazownie pracowały w szczycie od 6 do 22ej (a mogą bo produkowany w nocy biogaz może być z łatwością gromadzonych i spalany w dzień) to mamy 4,5-6 GW mocy czyli tyle, co 2 elektrownie jądrowe. I zamiast odpadów promieniotwórczych efektem pracy biogazowni jest cenny nawóz rolniczy - poferment.
"Baca z bacą kłócą się pod Pałacem Kultury, co jest wyższe Giewont czy PKiM....." Dowcip stary, ale myślenie autorki artykułu to samo. Toć nie idzie o to czy budować, czy nie budować. Istotą jest na czyjej technologii i z kim. Autorka ..."widzi przedstawienie a nie widzi istoty rzeczy"... Czas zajrzeć do Kanta i poczytać jego rozmyślania o tym jak rzeczy mają się do siebie. W poważnym dziennikarstwie to konieczne miła pani !
Pierwotna decyzja była pod rzadami Edwarda Gierka. Prawie natychmiast opracowano
plany i połozono fundamenty pod budynki. Potem wskutek obalenia komunizmu i stanu
wojennego wszystko poszło w zapomnienie. To bardzo dobrze dla kolejnych nierządów,
bo takim tematem trzeba oszczędnie gospodarować jeszcze 50 lat.
Aby go zobaczyć przejdź do strony z najnowszymi komentarzami.