"Przez te sto lat musieliśmy trzykrotnie odbudowywać polską państwowość. Przez połowę tych stu lat nie byliśmy państwem wolnym. Doświadczyliśmy też tego, jak łatwo utracić niepodległość. Wystarczą nieodpowiedzialni politycy w decydującym momencie" - pisze Lech Wałęsa w specjalnym liście na stulecie odzyskania niepodległości, wydrukowanym w "Gazecie Wyborczej" oraz w m.in "Le Monde".
Były prezydent opisuje w nim drogę od powstania Solidarności do wejścia Polski do Unii Europejskiej i NATO. "Ludzie formatu Karola Wojtyły, Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka, Zbigniewa Brzezińskiego, Jana Nowka-Jeziorańskiego, Władysława Bartoszewskiego i ja także, byliśmy przekonani, że wstąpienie do najsilniejszego paktu wojskowego i najnowocześniejszej wspólnoty międzynarodowej ostatecznie rozstrzyga o przynależności Polski do cywilizacji Zachodu" - czytamy.
Lech Wałęsa przyznaje jednak, że poszło nie tak, jak sądzono. "Nie wyobrażaliśmy sobie wtedy, że żądza władz plus kompleksy potrafią w tak destrukcyjny sposób wykorzystać aspiracje Polaków. Że demokratycznie wybrana władza może dla swoich krótkowzrocznych celów doprowadzić do osamotnienia, osłabienia i rozbrojenia Polski. I to w czasie narastających napięć międzynarodowych" - tłumaczy. Ostrzega też, że Rosja tylko czeka na to, "co zrobimy z naszą wolnością".
Wałęsa przyznaje też, że popełnił błąd w procesie budowania państwa. Jego zdaniem, zarówno sto lat temu, jak i obecnie, czasami politycy wybieral bowiem drogę na skróty. Jak sam pisze, on też temu nawykowi uległ. "I za to przepraszam" - pisze. Obecna władza - jak więc twierdzi - też odchodzi od procedur, usuwa fakty z historii, "metodycznie łamie się konstytucję i demontuje państwo prawa".
Wałęsa podsumowuje, że po odzyskaniu władzy przez siły demokratyczne, trzeba będzie naprawić państwo "budując wiele instytucji od nowa". Przyznaje jednak, że ten proces "zabierze więcej czasu niż trwa ta władza".