Lista umów, których nie udało się podpisać, jest znacznie dłuższa. Nie ma kontraktów na nowe śmigłowce, wstrzymano rozmowy dotyczące okrętów podwodnych (program Orka), mieliśmy spektakularną woltę w sprawie fregat Adelaide z Australii, wciąż nie ma też umowy na artylerię dalekiego zasięgu. Doskonałym podsumowaniem tego roku w kwestii zakupów uzbrojenia jest to, że na zestawy Patriot wydaliśmy aż 5,5 mld zł (na łamach DGP informowaliśmy o tym jako pierwsi). I tu nie chodzi o to, że ten sprzęt jest drogi. To było wiadomo od początku, a ta kwota to i tak tylko jedna trzecia wartości netto kontraktu. Jednak dostawa planowana jest dopiero na rok 2022. Zwyczajowo przy takich kontraktach w pierwszych latach po podpisaniu umowy wydaje się znacznie mniej. My w 2018 r. przeznaczyliśmy na ten cel tak dużo, bo… nie było innych podpisanych umów, na które można by te środki przeznaczyć. To pośrednio dowód słabości ekipy ministra Błaszczaka – po prostu tak dużo poszło na Patrioty, bo inaczej pieniądze wróciłyby do budżetu centralnego.
Oprócz pewnej niechęci polityków do podejmowania decyzji tutaj kluczem jest niewydolny system zakupów, który zupełnie rozmywa odpowiedzialność, co skutkuje m.in. tym, że procedury mogą się ciągnąć w nieskończoność. O problemie mówi się od lat. Dlatego w marcu ubiegłego roku minister powołał pełnomocnika ds. utworzenia Agencji Uzbrojenia. Inicjatywa jak najbardziej godna pochwały. Chodziło o to, by wypracować nowy model zakupowy. Problem w tym, że po prawie roku jego pracy widocznych efektów nie ma, a analizy wciąż trwają. Zmiany legislacyjne w tej materii jeszcze w tej kadencji Sejmu wydają się mało prawdopodobne.
Jeśli spojrzymy na inne obszary działalności MON, to na pewno na plus należy zaliczyć zakończenie sporu na linii resort – Pałac Prezydencki. Dzięki temu zaczęto wdrażać reformę Systemu Kierowania i Dowodzenia armią, a także rozwiązano worek z nominacjami generalskimi, które za czasów ministra Macierewicza prezydent Andrzej Duda blokował.
Równocześnie jeszcze mniej istotna niż za czasów poprzednika stała się obecnie sejmowa Komisja Obrony Narodowej. Minister Błaszczak osobiście nie pofatygował się na jej posiedzenie ani razu. Posłom często wyjaśnienia składa wiceminister Wojciech Skurkiewicz, ale jego rola w resorcie jest bardzo ograniczona. Założenie w kierownictwie było takie, że po wyborach samorządowych, w których kandydował, przestanie pełnić funkcję w resorcie. Wyborcy Radomia widzieli to jednak inaczej.
Reklama
Reklama
Minister Mariusz Błaszczak w swoich publicznych wystąpieniach, oprócz rytualnego krytykowania poprzedników z PO-PSL (przypomnę: PiS odpowiada za MON i armię już ponad trzy lata), często chwali się także tym, że stworzył czwartą dywizję. To również dobra decyzja. Tylko że proces jej tworzenia zajmie lata. Traktowanie tego dzisiaj jako sukcesu jest co najmniej wychodzeniem przed szereg. Bo o tym, czy faktycznie w ten sposób uda się zwiększyć nasze zdolności obronne, przekonamy się najwcześniej za trzy–cztery lata. Gdy MON będzie kierował już zupełnie ktoś inny.
Po roku na czele ministerstwa obrony Błaszczak kilka razy odwiedzał Stany Zjednoczone. Z polskiego punktu widzenia najważniejszy jest "Fort Trump", czyli wzmocnienie militarnej obecności Amerykanów w Polsce, co najpewniej się uda. Do końca kadencji Sejmu w tej kwestii powinniśmy wiedzieć znacznie więcej.
Z kolei amerykańska administracja naciska na nas, abyśmy kupili uzbrojenie od… amerykańskich koncernów. I jeśli polityk PiS podejmie decyzję w sprawie wyboru pocisków do drugiej fazy zakupu Patriotów, to także ona powinna być zadowolona. Kontrakt na połączone systemy obrony polskiego nieba (Wisła + Narew) może być wart nawet 60 mld zł.
Pierwszy rok ministra Mariusza Błaszczaka nie zapadł szczególnie w pamięć. Ale to nie znaczy, że siedząc na ławeczce niepodległości i ładując sobie telefon (te siedziska mają takie funkcje) np. w grudniu 2019 r., będziemy wspominać czas tego polityka w MON równie bezbarwnie. Jeśli faktycznie sfinalizuje zwiększenie obecności wojsk amerykańskich nad Wisłą i uda mu się doprowadzić do podpisania kolejnego kontraktu na Patrioty czy zawrzeć kilka innych ważnych umów na uzbrojenie, a tworzenie czwartej dywizji nabierze tempa, to wtedy będzie miał szansę na przejście do historii jako całkiem niezły minister obrony. Bo do tej pory, niestety, zapamiętamy go właśnie z ławek niepodległości. Minister przysłużył się upamiętnieniu stulecia naszego państwa. Ale jak na razie stosunkowo niewiele zrobił, by zwiększyć jego zdolności do obrony i zapewnić świętowanie 200 lat niepodległości.