Przypomnijmy, że mur – a mówiąc bardziej precyzyjnie: system fizycznych przeszkód na liczącej ponad 3 tys. km granicy – zaczął budować już George W. Bush. Zaś Donald Trump obiecywał w kampanii, że projekt rozwinie na niespotykaną dotąd skalę. Czy wiemy coś na temat ekonomicznych konsekwencji takiego przedsięwzięcia? Czy finansowa ekspertyza może nam pomóc w obaleniu przekonania o słuszności pomysłu na budowę zapory?

Reklama

Artykuł na ten temat napisali właśnie Treb Allen (Dartmouth College), Cauê Dobbin i Melanie Morten (Uniwersytet Stanforda). Podstawą ich badań było to, co już wiemy: w latach 2007–2010 skonstruowano 1 tys. km granicznych barier. Argumenty zwolenników budowy muru są oczywiście takie, że im większe fizyczne utrudnienia dla osób próbujących nielegalnie przedostać się przez granicę, tym mniejsza liczba nielegalnych migrantów. Sprawdzając prawdziwość tej tezy, badacze ustalili, że w wyniku rozbudowy muru migracja do Stanów Zjednoczonych zmniejszyła się o 0,6 proc. Czyli, mówiąc szczerze, bardzo nieznacznie.

Można podjąć się oszacowania, na ile zmniejszona dzięki budowie przeszkody migracja zmieniła rynkową sytuację amerykańskich pracowników. Z danych przedstawionych przez trójkę badaczy wynika, że pensje najsłabiej zarabiających Amerykanów faktycznie wzrosły. To ci, którym napływ taniej siły roboczej z południa rzeczywiście robił konkurencję. W tym samym czasie migracja doprowadziła do spadku dochodów lepiej sytuowanych mieszkańców USA. Sedno przedstawionych tutaj symulacji leży jednak w fakcie, że zarówno zyski słabiej zarabiających, jaki i straty tych zamożniejszych były niższe aniżeli koszt rozbudowy granicznego muru (liczony na głowę mieszkańca).

Reklama

Autorzy tekstu przekonują, że dużo lepszym i skuteczniejszym pomysłem byłoby obniżenie kosztów wymiany handlowej pomiędzy USA a Meksykiem. Dla przykładu: gdyby zostały zmniejszone o 25 proc., to zyski dla pracowników w obu krajach byłyby znaczące. Najwięcej – zdaniem ekonomistów – zyskaliby zatrudnieni w Meksyku. Potem lepiej sytuowani Amerykanie. A wreszcie także najsłabiej zarabiający pracownicy w USA.

Argument Allena, Dobbina i Morten jest więc jednoznaczny. Takie same, a może nawet znacząco lepsze efekty można osiągnąć poprzez zwiększenie obrotów handlowych pomiędzy sąsiadami. Wnioski, do których doszli ekonomiści, są dość zaskakujące. Bo jeśli rzeczywiście jest tak, jak oni twierdzą, to trzeba zadać pytanie: dlaczego trwający od lat 90. eksperyment z NAFTA (Północnoamerykański Układ Wolnego Handlu) nie przyniósł takich korzyści? Ten traktat doprowadził przecież do znaczącego obniżenia kosztów przewożenia towarów przez granicę. Czemu więc dziś – dwie i pół dekady po podpisaniu – jest uważany przez wielu polityków oraz komentatorów za część problemu, a nie jego skuteczne rozwiązanie? Tego od Allena, Dobbina i Morten nie sposób się dowiedzieć. A szkoda.