PAP: Transformacja ustrojowa w Polsce jest zazwyczaj postrzegana jako nagła i całościowa zmiana. Jak wyglądała jednak możliwość takiej zmiany pod względem prawnym?

Reklama

Prof. Rafał Chwedoruk: Przede wszystkim musimy patrzeć na wszystkie zjawiska związane ze zmianami w Polsce w powiązaniu z przemianami o charakterze międzynarodowym. Musimy zadać sobie pytanie, kiedy tak naprawdę zaczęto poważnie myśleć o demontażu Związku Sowieckiego, czy nie stało się to w istocie kilka lat wcześniej w stosunku do okresu pieriestrojki, rozpoczętego w 1985 r.

Po drugie, musimy zacząć dostrzegać przemiany, które rozpoczęły się na Zachodzie jeszcze w latach siedemdziesiątych, czyli przede wszystkim liberalizację gospodarki i zmianę charakteru światowej ekonomii. To właśnie przekształciło świat zachodni, z czego w Polsce nie zdawaliśmy, a właściwie do dziś nie zdajemy, sobie sprawy. Zachód, do którego Polacy tęsknili, a który część z nas mogła oglądać w latach siedemdziesiątych, wchodził w czas kryzysów.

Jeśli pod tym kątem spojrzymy na prawny aspekt zmian w Polsce, to warto zauważyć, że wewnątrz rzeczywistości PRL-owskiej, także na niwie prawnej, zmiany zaczęły się bardzo długo przed rokiem 1989. Sygnalizowało i zapowiadało je powołanie takich instytucji jak Trybunał Konstytucyjny w 1982 r., Rzecznik Praw Obywatelskich w 1987 r., a także ustanowienie działającej w latach 1986–1989 Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa – organu, który nie odegrał większej roli, ale był politycznym symbolem. Należy również wskazać na stopniowe uwalnianie, w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, mechanizmów rynkowych w gospodarce.

Warto też zauważyć zmiany, jakie zaszły w polityce historycznej prowadzonej przez ekipę gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Stopniowo ograniczano zakres ingerencji w dyskusje o przeszłości. Przykładem nowych tendencji było, jeszcze w czerwcu roku 1989, a nie po zmianach ustrojowych, ustanowienie w Warszawie ulicy gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”, po uprzednim jego uniewinnieniu.

Jeśli chodzi o zmiany, jakie zaszły w wyniku obrad okrągłego stołu oraz wyborów czerwcowych, to najprostsza, najbardziej widoczna rewolucja dotyczyła symboliki polityki państwowej, konstytucyjnych postanowień w tej materii. To zmieniono stosunkowo szybko, właściwie jednym cięciem w grudniu 1989 r.

Zatem jednoznaczna odpowiedź w kategoriach rewolucja/ewolucja, oderwanie/ciągłość, w tym wypadku byłaby bardzo trudna do udzielenia. Z wewnętrznej perspektywy większość obywateli zapewne miała wrażenie szybkich i rewolucyjnych zmian. Jeśli spojrzymy z szerszej perspektywy, uwzględniając trwające na świecie co najmniej od połowy lat siedemdziesiątych przemiany, można mieć wątpliwości przy stosowaniu pojęcia rewolucji.

PAP: W jakich dziedzinach należało jednak zachować ciągłość, przynajmniej przez pewien czas?

Reklama

Państwo, żeby w ogóle istnieć, musi zachowywać ciągłość prawną. Można wskazać przykłady porewolucyjnych państw, które padły ofiarą zewnętrznych agresji, dokonywanych w istocie nie z powodu konfliktu ideologicznego, ale z obaw np. przed odmową spłaty długu przez nowy rząd.

Warto również zauważyć, co umyka nawet w dzisiejszych dyskusjach, że kwestia owej ciągłości prawnej państwa była bardzo istotna ze względów geopolitycznych. Wszelkie próby zakłócenia tej ciągłości siłą rzeczy uderzyłyby w bezpieczeństwo polskich granic, ukształtowanych wszak w 1945 r. Przed zjednoczeniem Niemiec władze Federalnej Republiki Niemiec nie kwapiły się szczególnie, aby uznać nienaruszalność naszej zachodniej granicy. Dopiero nacisk ze strony mocarstw wymusił na RFN i NRD stosowną deklarację i potem traktat.

PAP: Czy w 1989 r. rozważano czas, na jaki powinno zostać rozłożone wprowadzanie zmian?

Rezultat wyborów z 4 czerwca 1989 r. stanowił szok. Warto zastrzec, że tak naprawdę nie były to klasyczne wybory, lecz raczej zawoalowany plebiscyt.

Zaskoczenie skalą społecznego odrzucenia rządzących spowodowało, że wiele działań było potem improwizacją. Pokazywały to również dramatyczne okoliczności wyboru Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta oraz zachowanie posłów Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, których część nie wzięła udziału w głosowaniu. Politycy solidarnościowi zresztą nie przeczyli po powstaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego, że nie są przygotowani do rządzenia.

Warto zauważyć, że wielu uczestników dzisiejszych debat politycznych stało w tych wewnątrzsolidarnościowych sporach po innych stronach dyskusji, niż sugerowałaby ich obecne poglądy. To również pokazuje, że historia wyprzedziła wtedy polityków. Zresztą z dzisiejszej perspektywy widać, że wiele ówczesnych diagnoz również było na wyrost. Poparcie dla PZPR było w społeczeństwie mniejszościowe, ale nie tak małe, jak by to wynikało np. z podziału mandatów w senacie.

W istocie dość szybko w obrębie postsolidarnościowych elit doszło do sporu o tempo zmian politycznych. Porozumienie Centrum, czyli partia, która była bardzo daleką protoplastką dzisiejszego Prawa i Sprawiedliwości, w 1990 r. głosiła hasło przyspieszenia w tej materii.

Jednym z elementów konfliktu w obozie solidarnościowym było to, czy należy, tak jak chciało tego środowisko PC, dokonać szybkich zmian i zmierzać do demokracji opartej na partiach politycznych, czy, jak to uważały postulujące wolniejsze przemiany, bardziej liberalne środowiska solidarnościowe, wierzyć w siłę ruchów obywatelskich i szerokich porozumień, a nie prostego tworzenia czy restytucji partii politycznych z ich tradycjami.

PAP: Czy zatem tempo i charakter zmian nie były ustalone w obozie opozycji systemowej?

Opozycja antysystemowa w czasie obrad okrągłego stołu była tak naprawdę bardzo podzielona. Oczywiście jej różnobarwna ideowo większość związała się z obozem Lecha Wałęsy, ale były też aktywne środowiska, jak „Solidarność Walcząca”, częściowo Konfederacja Polski Niepodległej, PPS Piotra Ikonowicza czy środowisko skupione wokół Andrzeja Gwiazdy, które uważały, że demokrację trzeba wystrajkować, dojść do niej protestami, a nie drogą porozumienia z upadającym systemem. To miała być demokratyczna rewolucja nie w sensie krwawych zamieszek, tylko wielkiego momentu zerwania i zakończenia minionego systemu.

Czerwiec 1989 r. ten spór nieco osłabił, od tej pory dyskusja zaczęła być bardziej dyskusją w obrębie większości opozycji, która znalazła się w Senacie i Sejmie.

PAP: A jaki był polityczny aspekt zmian?

Przemiany polityczne, choć zasadniczo ustrojowe, dokonały się w krótkim czasie: od lata 1989 do końca 1990 r., miały jednakże faktycznie ewolucyjny charakter, co często powodowało porównania z Hiszpanią, gdzie demontaż reżimu Franco przebiegał stopniowo po śmierci dyktatora w 1975 r., poprzez restytucję monarchii, powołanie reformatorskiego rządu, legalizację związków zawodowych i partii oraz demokratyczne wybory w 1977 r., ale opozycja wygrała elekcję i objęła władzę dopiero w trzecich wolnych wyborach, w roku 1982.

W Polsce przy okrągłym stole siedziały trzy podmioty – opozycja, rządzący oraz Kościół. Na dodatek temu wszystkiemu życzliwie przypatrywały się i patronowały największe mocarstwa. Myślę, że nie było tutaj dużej przestrzeni do gwałtownych i szybszych zmian politycznych, właśnie ze względu na zobowiązania tych trzech podmiotów oraz na kontekst międzynarodowy.

PAP: Jedną z głównych kontrowersji wokół transformacji jest jej ekonomiczny aspekt…

Myślę, że to największy cień polskiej transformacji. Co innego ustalono przy okrągłym stole i zupełnie inne były poglądy większości solidarnościowych elit, a także obywateli, niż to, co zaczęło się dziać w Polsce od czasu powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego. To był najbardziej rewolucyjny aspekt zmian.

Tak naprawdę w tym wszystkim może tkwić jedno z praźródeł późniejszych polskich dyskusji, problemów, sporów. Dyskusje o tym, czy dobry był tak radykalnie liberalny program, tak szybko rzucający Polskę na fale międzynarodowych rynków, czy też można było podjąć inne decyzje, trwają do dziś.

Ten spór także wtedy wymykał się prostym podziałom. PZPR miała dużo bardziej liberalne nastawienie do gospodarki przy okrągłym stole niż opozycja, wywodząca się przecież ze związku zawodowego. Ale też bardzo szybko okazało się, że i blok postkomunistyczny jest wewnętrznie podzielony – OPZZ i część polityków miała bardziej lewicowe poglądy od głównego nurtu post-PZPR-owskiej socjaldemokracji.

Bardzo szybko podziały pojawiły się również w obozie solidarnościowym, gdzie część posłów i senatorów, o skądinąd bardzo zróżnicowanych poglądach na inne sprawy, była krytycznie nastawionych do reform symbolizowanych potem przez Leszka Balcerowicza.

Natomiast bardzo szybko to właśnie problemy ekonomiczne i społeczne: erupcja bezrobocia, słynna, a dzisiaj zapomniana kwestia dyskusji o podatku od wynagrodzeń, który torował drogę sektorowi prywatnemu kosztem przedsiębiorstw publicznych (co oburzało Solidarność i OPZZ), nadały dynamikę całej transformacji. Frustracje na tle ekonomicznym spowodowały szybką utratę władzy przez partie postsolidarnościowe.