Wymianę korespondencji Lecha Kaczyńskiego z generałem odnaleźli w archiwum Kiszczaka w USA dziennikarze „Rzeczpospolitej” i „Polskiego Radia”.
"Proszę przyjąć serdeczne życzenia z okazji wyboru na prezydenta Warszawy. Szperając w szufladach, znalazłem trochę zdjęć z rozmów w Magdalence, które utorowały drogę do Okrągłego Stołu, do przemian ustrojowych w Polsce. Pozwalam sobie je panu przekazać. Niechaj klimat tych spotkań i obrad towarzyszy panu w Jego dalszej służbie Ojczyźnie" – napisał Kiszczak.
Ówczesny prezydent stolicy odpowiedź wysłał po miesiącu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. "Z przyjemnością przyjąłem Pański miły gest, jakim było przesłanie fotografii z Magdalenki. Oprócz ważnej dla mnie wartości osobistej mają one też niewątpliwie wartość historyczną. Tym bardziej doceniam znaczenie Pańskiego gestu" – podkreślał Lech Kaczyński. I załączał świąteczne życzenia.
Wdowa po Kiszczaku, którą cytuje portal Wp.pl, przyznaje, że jej męża i Lecha Kaczyńskiego różniły poglądy polityczne, ale utrzymywali kontakt.
- Mój mąż był życzliwy dla Lecha Kaczyńskiego. Z wzajemnością. Szanowali się. Widać to przecież w tych listach. Okrągły Stół pracowali razem. Wspominał wielokrotnie ich długie rozmowy z Lechem Kaczyńskim w Magdalence. Na pewno nie byli wrogami i długo utrzymywali kontakt. Właściwie do czasu choroby męża, gdy zaczął się już bardzo źle czuć – mówi Maria Kiszczak.
Wdowa podkreśla, że listy zostały jej ukradzione. – Mój mąż miał karton z wycinkami z prasy, pocztówkami i listami. Ktoś to ukradł z naszego domu. Niektórzy twierdzą teraz, że je sprzedałam, ale to nieprawda. Wiem, że ktoś podszywał się pode mnie, próbując to sprzedać – mówi.