Po komunikacie IPN, w którym odrzuca on własne wcześniejsze ustalenia o ludobójczym charakterze mordów oddziału „Burego” na ludności prawosławnej Podlasia w 1946 r., polski ambasador w Mińsku został wezwany do ministerstwa spraw zagranicznych Białorusi. Jak w pana kraju zareagowano na marcowy komunikat IPN?
Reakcja na te wydarzenia była poważna, ale przede wszystkim po stronie inteligencji i historyków. Wyrażano oburzenie, gdyż zbrodnie na Podlasiu są elicie intelektualnej znane. Zdziwiono się, że Warszawa zmienia stanowisko, choć nowe śledztwo nie zostało przecież przeprowadzone.
IPN pozostał przy swoim, polski sekretarz stanu w MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk powiedział, że ma zaufanie do instytutu. To koniec sprawy na poziomie oficjalnym?
Myślę, że tak. Władze w Mińsku ostrożnie podchodzą do wydarzeń, które odnoszą się do narodowej historii Białorusinów. Boją się reagować w takich przypadkach, aby nie sprzyjać rozwojowi tożsamości narodowej i patriotyzmu. To samo dotyczy np. traktowania 17 września 1939 r. Choć oficjalnie jest to święto – Dzień Zjednoczenia Białorusi – to od kilkunastu lat władze nie organizują obchodów i wolą przemilczeć kolejne rocznice.